sobota, 15 marca 2014

"Motylew Mistrzem Europy w szachach! Wojtaszek z biletem na Puchar Świata. Odległe miejsca pozostałych kadrowiczów"





Rozpadało się niczym w południowoamerykańskiej wiosce Macondo. Choć ostatnie dni były wypisz, wymaluj - piękne. A i słońce zachodziło udanie. Dla tych, którzy wychodząc dziś z domu z irytacją rozpinają nad głowami skrzydła nietoperzy spieszę z informacją, że deszcz jest potrzebny, bo przyroda jest bardzo spragniona. Miejcie to, proszę, na uwadze.

 Jeśli chodzi o pragnienia, to nie miałem w stosunku do Polaków grających w Armenii oczekiwań urwanych z kosmosu. Pragnienia wyrabia w kibicu dana drużyna, zespół, zawodnik, latami. To długi proces. Na przykład siatkarze od kilku lat rozpieszczali kibiców i gdy zaczynała się Liga Światowa lub turniej rangi mistrzostw, mało kto nie myślał o medalu. Z kolei piłkarze od 86 roku torturują kibiców, którzy mają możliwość badania na sobie, jak daleko posunięte są u nich tendencje masochistyczne. Kibic piłki nożnej w tym kraju przypomina wielokrotnie zdradzanego męża, którego druga połówka, na dokładkę, do niczego się nie poczuwa. Zupełnie niedawno, w meczu ze Szkocją, Polacy dali prawdziwy "koncert". Bardzo się starali, by oddać klimat, jaki panuje od ostatnich dziesięcioleci w polskiej piłce nożnej. Potworna, któraś tam z kolei degrengolada przy pełnych trybunach stadionu. Bardzo interesujące zjawisko z pogranicza socjologii i psychiatrii.

Byłbym w pełni usatysfakcjonowany, gdyby w Armenii Radek Wojtaszek powalczył o medal, a do PŚ zakwalifikowałby się jeszcze jeden, dwóch Polaków. Radek wypełnił owo minimum, czyli wywalczył sobie PŚ, o medal jednak nie powalczył. Reszta kadry nie zaistniała - zniknęła w gęstym tłumie nazwisk. I to nie jest tak, że Polacy nie walczyli - zaangażowanie było widoczne, zabrakło po prostu tego błysku.

Brak czasu spowodował, że śledziłem te mistrzostwa nie występując w roli komentatora, a kibica, takiego właśnie, który zagląda od czasu do czasu na moją stronę. Jeśli w taki sposób większość podąża za ważnymi szachowymi wydarzeniami, to muszę przyznać, okropnie wieje nudą, gdy się czyni coś podobnego. Zerknąć od czasu do czasu na transmisję, sprawdzić wyniki wieczorem i - "Ooo, Duda wygrał, uuu Wojtaszek znów remis, Soćko remis" itd. Nie. Nie potrafiłbym tak się ustawiać do danego, ważnego dla mnie turnieju. Tym razem jednak byłem zmuszony tak zrobić. Oczywiście nie piszę tego w formie wyrzutu - takie są czasy - mało kto ma możliwość oglądania przez 11 dni transmisji, trwającej nieraz 6 godzin. Pewnie ktoś dorzuci - "Jeszcze żeby było komu kibicować!" Może i macie rację, którzy tak sądzicie. Nie będę się tym razem wadził.

 Bardzo mi się podobała postawa Jana Dudy. Zagrał świetną partię z Khismatullinem, która obiegła już świat, bił się całym sobą o każdy punkt, nie widać było w nim kompleksów w stosunku do silniejszych. Odwrotnie. On pragnął grać jak najwyżej. Świadczy o tym kluczowa partia "Duda - Łysyj", gdzie chyba, bo nie jestem do końca pewien, należało stać. Ale mając "jakość" więcej, chroniczne słabości pionowe, przeciwko silnemu gońcowi na "d5" i pionowi więcej przeciwnika - to wszystko wyglądało na tyle niestandardowo, że Janek postanowił grać dalej. No właśnie! Należało stać w tej pozycji białymi, czy był sposób na przebicie czarnych? Zrealizowałby to mistrz podobnych pozycji, niejaki Magnus Carlsen?
 Potem nastąpił spadek na dalekie miejsce, znów regeneracja, wreszcie ostatecznie 34 miejsce. Jana Dudy najbardziej mi szkoda - widać było, że daje z siebie wszystko w tym turnieju. Usłyszymy jeszcze wiele dobrego o tym zawodniku - jestem tego pewny. Bartosz Soćko był cieniem samego siebie, co przed mistrzostwami przeczułem. Mateusz Bartel zagrał w swoim stylu - bez taryfy ulgowej, bezkompromisowo, jednak koniec końców, wylądował na dalekim, 67 miejscu. Tyle moich wrażeń, przemyśleń.

Zaczął się turniej pretendentów w Chanty - Mansyjsku i niektórzy chyba przecierają oczy ze zdumienia, bo już drugą partię wygrał... Anand! Czyżby doszło do meczu rewanżowego z Carlsenem? Tygrys prezentuje się jak na razie fantastycznie! Myślę, że na tym turnieju warto zogniskować uwagę. Gra szachowa elita, a to zawsze gwarantuje wielkie emocje!   


4 komentarze:

  1. Przykre jest to, że nasi młodzi mistrzowie (medaliści ME i MŚ) zakończyli turniej na odległych miejscach. Medaliści srebrny i brązowy to przecież młode wilki, też medaliści ME i MŚ juniorów. I proszę - oni stoją na podium ME seniorów! W kategoriach juniorskich w niczym naszych nie przewyższali. Ale to u nas standard - w juniorach jakoś dotrzymujemy kroku światowej czołówce, potem z każdym rokiem dobrze lub fantastycznie zapowiadający się junior blednie, by skończyć w trzeciej setce na świecie. Takich "niespełnionych" talentów moglibyśmy wymienić dziesiątki. To jest już nudne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z przedmówcą. Dodałbym jeszcze, że z tym dotrzymywaniem kroku juniorów z Polski reszcie świata to jest już przeszłość. Dziś realnym "materiałem" na superarcymistrza jest tylko Janek Duda, w którego wierzę mocno. Pozostałym juniorom z Polski szachowy świat uciekł już, niestety...

      Usuń
    2. Dziś jest to Jan Duda, a przecież jeszcze "wczoraj" realnym "materiałem" na superarcymistrza był Dariusz Świercz - dziś chyba nikt juz tak o nim nie myśli... Co zrobić, aby nie zmarnować talentu JKD???

      Usuń
  2. Pogrom faworytów! W pierwszej dziesiątce tylko jeden zawodnik z czołówki listy startowej (Eljanov). Pierwsze cztery miejsca dla zawodników z odległymi numerami startowymi (33, 99, 48, 66). Zatem - sensacyjnie!

    Final standings: http://en.chessbase.com/post/2014-euro-ch-motylev-wins-with-record-result

    OdpowiedzUsuń