sobota, 14 czerwca 2014

"Turniej w Stavanger, towarzyski mecz Polska - Węgry i inne szachowe przypadki!"




Nagromadziło się tyle tego, że jeśli nie wypiszę się teraz, tutaj, w tym oto miejscu, to imploduję do wewnątrz lub eksploduję na zewnątrz i ktoś będzie musiał przejąc po mnie tę robotę. Poniższe wypisywanie się, przypominało będzie spuszczanie powietrza z koła samochodowego, które ktoś przez nieuwagę dopompował, dobił, o kilka atmosfer powyżej normy. Wypunktuję, więc, żeby nic mi przypadkiem nie uleciało:

1. Turniej w Stavanger i wygrana Karjakina - napiszę pokrętnie nie o głównych bohaterach, a o kimś, kto mi bardzo zapadł w serce. O postaci, która swoją postawą mogła zafascynować uważnego kibica szachów. Chodzi o zawodnika który zajął... ostatnie miejsce, czyli Simena Agdesteina. Mało kto wie, że Agdestein, miał w ogóle nie przystępować do norweskiego turnieju z powodów zdrowotnych. Uskarżał się przed zawodami na męczący kaszel oraz bóle w okolicach żeber. Te problemy trwały u Agdesteina od kilku dni, a w noc, tuż przed zawodami, bardzo źle spał i postanowił skonsultować się z lekarzem. Po tej wizycie przystąpił jednak do tego najtrudniejszego wyzwania w całej sportowej karierze. Dlaczego piszę o zawodniku, który ostatecznie zajął ostatnie miejsce? Agdestein przegrał dwie, ostatnie partie i to zepchnęło go na koniec tabeli, natomiast proponuję obejrzeć, na przykład, jak triumfator tego turnieju,  Karjakin, musiał "żebrać" u Norwega  o remis. Zobaczcie, z kim ten  najstarszy uczestnik turnieju remisował - bo nietrudno zobaczyć, że praktycznie z samymi gwiazdami, a w większości pojedynków, szedł jak równy z równym, grał całkowicie bez kompleksów z bólem w klatce piersiowej i dokuczliwym kaszlem. To jest postawa, która mnie ujęła i dlatego chciałem wam zwrócić uwagę na postać tego walecznego arcymistrza.

2. Towarzyski mecz Polska - Węgry. Oglądany przeze mnie na smartfonie, przy ginącym zasięgu, gdzieś na bezdrożach Beskidu Wyspowego. Przy opisie tego co widzę i czuję jeśli chodzi o polskie szachy, najbardziej boję się porównań kadry polskich szachistów do kadry piłkarzy. Byłem tego bliski, gdy występem w meczu z Ukrainą, polscy arcymistrzowie wylali na mnie kubeł no... czego ;) ? Kubeł, a nawet, balię zimnej wody. Mecz z wyżej notowaną drużyną Węgier przegraliśmy nieznacznie i po walce. O takie przegrane nigdy nie mam pretensji. To jest sport i jest się raz na wozie raz pod wozem - nie mogę, natomiast, znieść braku stuprocentowego zaangażowania - bo to jest w zasięgu każdego sportowca, to jest ogólnie dostępne i to nie zależy już od przeciwnika.

3. Dylematy przed Tromsoe - Mecz z Węgrami dał mi do myślenia, choćby z tego względu, że z niezłą formą wyskoczył Darek Świercz. Darek do Tromsoe nie jedzie i klamka już zapadła. Jedzie Janek Duda, który... no cóż... z wyżej notowanymi rywalami nie wygrał nic, a dwie partie przegrał. Kiedyś dawno temu, gdy Janek nie był jeszcze tak znany, trafiłem na jedną z jego partii, którą grał na żywo. Pamiętam, że trzy razy sprawdzałem, czy ten zawodnik gra na pewno w swoim przedziale wiekowym, czy przez pomyłkę jakiś "starszak" nie trafił do niższej grupy. Świetnie ustawiał figury, miał już kilka lat temu doskonałe pozycyjne wyczucie - jego dojrzałość w grze mnie ujęła. Jan Duda gra fenomenalnie kombinacyjnie - na "Playchessie" niejeden raz widziałem, jak zmiatał znanych arcymistrzów z powierzchni ziemi mocną, kombinacyjną grą. Janek wciąż jest zafascynowany romantycznymi rozstrzygnięciami  w partii, a jego talent pozwala mu zamieszać na dowolnym odcinku szachownicy. Tylko, że to działa do pewnego pułapu. Janek, trafiając na zawodników, bardzo mocnych pozycyjnie, którzy liczą dokładnie, będzie miał problem z wygraniem partii. Z kolei u Darka Świercza zauważam, że dąży do o wiele stabilniejszych struktur, a taktyka jest u niego w odwodzie. Tego typu zawodnicy mają większe szanse na uzyskiwanie dobrych wyników, nie wypuszczają się, a gdy trzeba śmiało kontrują. No i mam dylemat. Powiem tak: chciałbym zobaczyć obu w Tromsoe, a wiem, że jest to rzecz niemożliwa. Mecz z Węgrami (5 miejsce w światowym rankingu, choć zagrali bez Leko) był swoistą symulacją gry z zespołem, z którym walczy się o wskoczenie w strefę medalową w którejś tam rundzie "x". Myślę, że wiele można nadrobić grą zespołową, grą dla drużyny, załapaniem między sobą tzw. "chemii". Nie tędy przypadkiem droga? Nie tutaj leżą jeszcze duże rezerwy?

4. Ciąg dalszy dylematów przed Tromsoe, czyli forma Bartosza Soćki - Arcymistrz znów jest bez formy, a jeszcze mój lęk wzbudza, jak dla mnie, niejasny podział ról w kadrze, z uwagi na to, że wiele pozaszachowych (w sensie gry) obowiązków, spada na nowego kapitana (Bartosza). Jest to, oczywiście, oznaka dużego zaufania, to zobowiązuje, ale to dość ryzykowna gra. Gdy nie zagrają dwie deski, możemy zapomnieć o dobrym wyniku w Tromsoe.

5. Radek Wojtaszek jest w bardzo dobrej formie, a komentarze typu "nabijanie rankingu na słabszych" są absurdalne. Radek gra z tym, kto przed nim siada - czy to jest Vachier - Lagrave, czy Berkes, czy Almasi, czy też zawodnik z 2540 elo. Gdyby Radek miał stosować się do klucza, by grać z lepszymi od siebie, czy też równymi sobie, musiałby od meczu z Anandem nie usiąść w ogóle do szachownicy. Inni arcymistrzowie nie mają z tym żadnych problemów i rzucają się w wir gry turniejowej. Przykładem - rzeczony Maxime Vachier - Lagrave, który grał z kim grał, hermetyczna jak weki babci Honoraty szachowa elita to z całą pewnością nie była, a jest już dziesiąty w rankingu i to się rzuca w oczy. Inni arcymistrzowie przedziału 2700 +, również jeżdżą na ligi, zarabiają pieniądze, grają. Nie bardzo wiem o czym mowa. Barcelona ma nie pojechać na wyjazdowy mecz z Valladolid bo są ostatni w tabeli i nie wygrali od 15 spotkań meczu? Bzdura na resorach. A Carlsen? Powinien z nikim nie grać i tylko nie dać się zdetronizować raz do roku? A tu okazuje się, że wspomógł swój lokalny klub i zagrał z jakimś śmiertelnikiem z 2500 elo. W ogóle nie powinien siadać do nikogo, przecież jest królem! Prawda?

6. Elita szachowa - Od lat ci sami, grają z tymi samymi. Nie przeczę, że każdy z nich to wielka osobowość, postać nietuzinkowa, ale zadanie mają ułatwione. Osoby "z zewnątrz" wpuszczane są warunkowo jeśli reprezentują gospodarzy. Postać Agdesteina i jego występ pokazuje, jak sztucznym tworem jest pojęcie "elity szachowej". Oczywiście, szachiści elity grają od lat i pięknie, ale w takich turniejach jak Olimpiada itd. gdy są niejako zmuszeni do gry ze "śmiertelnikami" często są okradani z tego ognia, który płonie na szachowym Olimpie.


7. Wygrana Polek z Węgierkami - Do Tromsoe Polki pojadą w eksperymentalnym składzie, ale potencjał tego zespołu jest wciąż bardzo duży. Jestem więcej niż pewien, że nasze reprezentantki będą walczyć w czołówce i, kto wie, może nawet powalczą o medal? Jak zwykle mocno w nie wierzę i wiem, że ich partie będą przyciągać mnie jak magnes.



9 komentarzy:

  1. "Radek Wojtaszek jest w bardzo dobrej formie" - tak jak w Wijk aan Zee? Prawdziwym sprawdzianem będzie Biel - tylko dlaczego kolejny raz Radek w turnieju elity nic nie osiągnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osiągnie, czy nie osiągnie będę mu kibicował i cieszył się jego występem. Ty już z góry wiesz jak będzie i to jest ta główna różnica między nami - mnie szachy cieszą, a ty jesteś zwyczajnym smutasem, ot co.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Aaa wolnego - Kłapy to straszny smutas, ale raczej nie życzył zwierzątkom ze Stumilowego Lasu źle. Z komentarza nad Pana komentarzem aż bije sympatia i życzenia wszystkiego dobrego dla naszej rankingowej "jedynki"...

      Usuń
  3. Trochę mnie ciekawi co ustawił Vachier-Lagrave w swoim treningu, że tak sobie po prostu wlazł do TOP10. W ciągu roku polepszył ranking o 60 punktów, co jest niesamowitym wyczynem na tym poziomie.

    Tom K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam od razu coś zrobił w swoim treningu - nabijał ranking na słabszych, jak nasz Radek - co to za szachista ;).

      Usuń
    2. Taka "życzliwa" koncepcja jest zapewne tym czego w chwili obecnej najbardziej potzrzebują polskie szachy.

      Usuń
  4. Nie wiem dlaczego "nabijanie" rankingu ogrywajac slabszych jest traktowane jako zarzut. Moim zdaniem trudniej jest wygrac z przeciwnikiem ktory ma tak niewiele do stracenia.
    Jesli chodzi o kiszenie sie elity we wlasnym sosie to nie zgadzam sie z autorem bloga. Po pierwsze wszyscy zawodnicy czolowki jakos sie tam znalezli i utrzymuja. Opisany casus Norwega, ktory wprawdzie zyskal na rankingu, ale nie wygral ani jednej partii i zajal ostatnie miejsce jest tego dowodem. Casus Bartla w Dortmundzie jest kolejnym. Kolowki gra sie inaczej niz szwajcara ot co. Poza tym zawodnicy tacy jak Kramnik sa w stanie wygrac w pucharze swiata a wielu gra tez na olimpiadach gdzie radza sobie z innymi zawodnikami. Komentarze tego typu pisza czesto osoby ktore po prostu graja slabo. Radek na razie w kolowkach radzi sobie srednio (wijk), ale miejmy nadzieje ze biel bedzie przelomem:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Adamie to podstawowy zarzut jaki wielu kieruje do Radka, że nabija ranking na słabszych. Nie grał, bo analizował dla Mistrza Świata źle, bo nie grał. Gra? Źle, że gra z tym kim gra. Przecież to kompletny bezsens - cokolwiek by ten chłopak nie zrobił jest źle. Inni arcymistrzowie, znacznie silniejsi od Radka jeżdżą po ligach, grają i już - to jest ich praca, szukają konfrontacji, pieniędzy i jest spoko. Poza tym to myślenie jest o tyle pozbawione logiki, że przecież oczywistym jest, że zawodnik im ma wyższy ranking tym siłą rzeczy musi mieć większość przeciwników niżej notowanych. Poza tym, ferujący takie sądy takie sądy myślą, że jeśli ktoś ma np. 2730 i gra z 2600 elo to powinien wygrać i bez dyskusji. Gdy ktoś gra zawodowo w szachy wie, że różnice są naprawdę niewielkie pomiędzy arcymistrzami, decydują niuanse. Adam - w Dortmundzie grali Niemcy bo byli z tego kraju, Agdestein grał w Norwegii bo reprezentował federację norweską. Przejrzyj składy kołówek z ostatnich dwóch lat - zwykle dwóch trzech chłopców do bicia i pierwsza dycha świata. Coś tam zawsze dolosują jakiegoś gołąbka ale generalnie to są schadzki tych samych dżentelmenów.

    OdpowiedzUsuń