niedziela, 4 stycznia 2015

"Nie dla Polaków podium na festiwalu "Cracovia" - cała pula w rękach Ukraińców!



Zaryzykowałem w poprzednim wpisie zakłady jakoweś na "Dragunika" i w całości, na "naszych", którzy to mieli wygrać swoje partie i wskoczyć na podium. Niestety, dzisiejszy ranek i południe było teatrem trzech aktorów - Zubowa, Sivuka oraz Bortnyka. Wyszli na swoje mecze, mieli je wygrać, wygrali i wracają na Ukrainę z naprawdę ładnym pieniążkiem. To był koszmarny występ Polaków, którzy posypali się strasznie w swoich pojedynkach. Skawiński, w sumie rewelacja tego turnieju (obstawiał ktoś, że zagra w ostatniej partii o wszystko?) zagrał trochę na samomata, a Sivuk w te pędy, podjął z zadowoleniem tę myśl. To była miniatura - niecałe 30 posunięć...

Zubow, triumfator festiwalu "Cracovia" grał cały turniej bardzo pewnie, widać było, że starał się w swoich partiach po prostu trzymać pozycję i liczył na to, że na końcowym etapie gry, w niedoczasie, przeciwnicy zaczną się "wysypywać". Tak było w ostatniej partii, w której Michał Matuszewski nie dotrwał do kontroli czasu. Mecz Bortnyka z Piorunem był również pojedynkiem do jednej bramki. 

Festiwal w Krakowie, wiadomo, inna para kaloszy, niemniej jednak ten turniej, jak i mecze decydujące (na Olimpiadzie na przykład), czy pojedynki o medale juniorów na turniejach mistrzowskich, składają się na dość nieciekawy obraz. Otóż Polacy w większości przypadków nie wytrzymują napięcia, gdy partia ma dla nich, czy dla zespołu decydujące znaczenie. Według mnie to problem natury psychologicznej - w dzisiejszych partiach widać było, na przykład, że Polacy zagrali ewidentnie poniżej swojego poziomu, byli jacyś tacy stłamszeni od początku, bez wiary w końcowy sukces.
Fajny festiwal - cieszę się, że coraz więcej tego typu wydarzeń pojawia się na naszym, polskim firmamencie.

Co jeszcze ciekawego? Ano to, że kapitalne zawody zaliczył, kandydat na mistrza Andrzej Gbyl, który wypełnił normę mistrzowską, zyskując wiele oczek rankingowych. Tego szachistę znam od lat. Pamiętam, gdy stawiałem moje pierwsze turniejowe kroki, już wtedy spotykałem go na rapidach! Nic dziwnego, że upatrzyłem go sobie i cicho mu kibicowałem.

 A jeszcze co ciekawego? A to, że na dniach nasz najlepszy arcymistrz, Radek Wojtaszek, zagra w swoim turnieju życia w Holandii. Tego wydarzenia, nikt ale to nikt nie może pominąć - Radek zagra z szachistami ścisłej czołówki światowej, z mistrzem świata, Magnusem Carlsenem, włącznie. Byle tylko forma dopisała naszemu arcymistrzowi!


1 komentarz:

  1. Niestety wydaje się, że masz rację jeśli chodzi przyczyny porażek naszych reprezentantów w ostatniej rundzie. Zjawisko to obserwuję od lat w rozgrywkach najróżniejszych szczebli. Przyczyna tkwi w psychologi a nie w osławionym repertuarze debiutowym. Gdyby było inaczej to czemu dotyczy to jedynie decydujących partii? Ale psychologia nie jest ważna, jest przeceniana jak twierdza "fachowcy" co nie posmakowali gry turniejowej.

    OdpowiedzUsuń