środa, 27 maja 2015

Rumunka Mihaela Sandu podejrzewana o doping na ME w Gruzji!


Źle się dzieje w państwie duńskim, oj źle. Nie wiem, czy wiecie, ale nad fatalnie zorganizowanymi ME w Gruzji, wiszą jeszcze ciemniejsze zwały chmur. Mogę się wam od pewnego czasu wydawać monotematyczny, bo co rusz piszę o dopingu, ale problem jest naglący.

 Trochę faktów. Na ME w Gruzji początek zawodów, należał do rewelacyjnie grającej Rumunki Mihaeli Sandu, która po pięciu rundach zdobyła komplet punktów, pozostawiając w pokonanym polu wiele, znacznie bardziej utytułowanych szachistek. W pewnym momencie organizatorzy postanowili znacznie opóźnić transmisję Rumunki, która... po raz pierwszy przegrała z reprezentantką gospodyń, Nino Batsiashvili. Na rosyjskich serwerach rozpętała się burza - część spierających się broniła Rumunki, która nie została złapana za rękę, a sam fakt opóźnienia tylko jej transmisji, miał być negatywnym czynnikiem psychologicznym, który mógł fatalnie wpłynąć na grę tej szachistki w następnych rundach. Inni uważali, że organizatorzy postąpili słusznie. To było prawdziwe tornado komentarzy! W następnej rundzie partia Rumunki była już transmitowana bez opóźnienia i znów nie specjalnie znana szachistka wygrała. W końcu na prośbę wielu uczestniczek już wszystkie transmisje zostały opóźnione o 15 minut.

 Tak to wygląda, proszę ja was. Atmosfera podejrzeń, niepewność, zła, rzekłbym skisła atmosfera i fatalny PR szachów idzie w świat dalej. Dalej sączy się ten jad, który płynie, niby podskórnie, jednak żwawym, wartkim nurtem. Rumunce niczego nie udowodniono, jednak w czasie imprezy tej rangi, zamiast śledzić emocjonujące pojedynki, muszę się wczytywać, w podobne historie. Zamykać na to oczy? Jaki byłby w tym sens? Mleko już się rozlało i trudno nawet powiedzieć kiedy. Nawet nie wiadomo w jakich rozmiarach proceder dopingu egzystuje w szachach.
 Nasza dyscyplina stoi przed bardzo poważnym wyzwaniem. Jeśli nie podejmie się odpowiednich kroków, aby opanować to zjawisko, nasz sport stanie się śmiesznostką w światowych mediach, przedmiotem drwin. To będzie wymagało dużych nakładów finansowych, choć istnieje wiele, mniej kosztownych sposobów ograniczających ten proceder. Kto się tym zajmie, FIDE? Szczerze w to wątpię - nie ufam człowiekowi stojącemu na czele tej organizacji, nie ufam ludziom mu podległym.

 Inteligentny doping, jest trudny do udowodnienia bez znalezienia przy kimś sprzętu nadawczego. Chodzi o to, że szachista klasy gry powiedzmy 2400 elo, jest w stanie grać samemu, celowo dostawać gorsze pozycje i "ratować" je potem, już z pomocą modułu. Wtedy nie zadziała sprawdzanie procentowej zgodności z głównymi liniami komputera. Uff.. Hadko pisać, jednak taka jest rzeczywistość naszego sportu komputerowej doby - odwrócić się od tego wszystkiego - niepodobna!

Dobrze. Popatrzmy jak tam Polki. Monika wysoko, Jola i Karina też. Wszystkie w pierwszej trzydziestce. Oliwce tylko gra się ciężko, ale ten turniej to dla niej szkoła.

 Monika Soćko napisała, że w tak złych warunkach jeszcze nie grała. Kto jak kto, ale Monika była już w tylu miejscach, że chyba lepiej napisać, gdzie jej nie było. Więc, jeśli nasza arcymistrzyni pisze coś takiego - to na pewno wie, co pisze.

 Pozostały trzy rundy do końca. Jutro nasze szachistki grają z bardzo silnymi i znanymi przeciwniczkami. Monika spotka się z Inną Gaponenko z Ukrainy. Karina trafiła na Aleksandrę  Goryachkinę z Rosji, a Jola skrzyżuje oręż z Lilit Galojan. Będzie się działo! Trzymajmy kciuki za Polki!

3 komentarze:

  1. Doping (komputerowy) w szachach = ŚMIERĆ SZACHÓW!
    Na początek mała dygresja: pamiętam czasy jeszcze przedkomputerowe, kiedy wieszczono "śmierć remisową szachów" z takiej to przyczyny, że odpowiednio wyszkolony arcymistrz jest w stanie zremisować każdą partię, nawet z mistrzem świata. Podobno pojęcie "remisowej śmierci szachów" pojawiło się już za czasów Capablanki (vide feliteon w Szachowej Vistuli: http://szachowavistula.pl/felietony/index.php?action=artikel&cat=1&id=194&artlang=pl), ale na szczęście (dla szachów i dla nas wszystkich) pojawili się tacy gracze jak Alechin, po nim Tal, Fisher (a jakże!), wreszcie Kasparow, czy teraz Carlsen i "śmierć remisowa" nie zagroziła szachom.
    O ile zagrożenie "śmiercią remisową szachów" zostało oddalone siłą ludzkiego umysłu, o tyle dzisiaj stosowanie "dopingu komputerowego" w szachach, może doprowadzić do "śmierci mózgowej" szachów (w dosłownym tego słowa znaczeniu!). Jak wiadomo z biologii i medycyny "śmierć mózgu" oznacza całego śmierć organizmu - w tym przypadku szachów. Przepraszam co wrażliwszych za tak drastyczne porównania, ale sprawa jest bardzo poważna - przynajmniej dla naszej gry. Jeśli na tak poważnych zawodach jak ME Kobiet są podejrzenia o stosowanie wspomagania komputerowego, to co dzieje się na zawodach niższego szczebla, gdzie organizatorów raczej nie stać na poważną "kontrolę antydopingową"? A co z turniejami wyższego szczebla? Tam pieniądze do wygrania są większe, zatem i w "doping komputerowy" można zainwestować większe środki (vide kolarstwo szosowe, lekka i ciężka atletyka, sporty walki, itd.).
    Co zrobić w tej sytuacji? Może zakazać bezpośrednich transmisji internetowych, tak, żeby do zakończenia rundy partie pozostawały niejawne? Z jednej strony to "strzał w stopę" dla popularyzacji szachów, a z drugiej być może to jedyna możliwość zapobieżenia wspomaganiu komputerowemu.
    Nie wiem sam co o tym myśleć, ale świadomość, że być może zamiast zmagań ludzkich umysłów, oglądam (na transmisjach internetowych) partie "cyborgów" (cyborg = człowiek + komputer) mnie przeraża.

    Mirek Wolak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za obszerny komentarz Mirku! Na turniejach niższego szczebla dopiero mamy do czynienia z wolnoamerykanką, tak przypuszczam. Generalnie szachiści coraz mniej sobie ufają. Jeśli chodzi o mnie to trudno scharakteryzować moją osobę jeśli chodzi o siedzenie przy desce. Nieraz potrafię przesiedzieć cały mecz za szachownicą, a nieraz mnie nosi i co jakiś czas wychodzę sobie przed budynek, czy gdzie tam się da. Pewnego razu grałem z jakimś szachistą koło 2100 elo, pozycję na tyle czułem, że często się przechadzałem. Gdy wychodziłem przed budynek co jakiś czas wyglądał za mną mój przeciwnik i patrzył mi na ręce. Pomyślałem: "O co ci chłopie chodzi?" Po partii zapytałem dlaczego tak za mną chodził - a on, że kto tam teraz kogo wie, ludzie mają telefony i często sobie pomagają. To ja walę mu wprost, że nie byłoby sensu przyjeżdżać, robić taki kawał drogi, tracić czas i grać i robić takie rzeczy, zwłaszcza gdy się kocha szachy. Uspokoił się, ale ja się nie uspokoiłem po tej rozmowie. Przecież zarówno on, jak i ja jesteśmy amatorami, którym wygrywać w szachach tak, ale tylko w Koziej Wólce i już na tym poziomie pojawia się takie myślenie, podejrzenia, niepewność, to co dopiero tam, w górze się dzieje? No, właśnie widać co się dzieje teraz na ME kobiet - jakiś blady strach padł na uczestniczki, organizują delegacje do organizatorów, proszą o opóźnienia przekazu live. Za jakiś czas, jeśli nie już, znajdziemy się w ślepym zaułku, z którego będzie się nam bardzo trudno wydostać. Po tym zdarzeniu, zacząłem na poważnie zastanawiać się nad kondycją naszego sportu, kierunku w którym zamierza. Nie widzę jasnej przyszłości naszej dyscypliny, niestety. Jestem bardzo sceptyczny...

      Usuń
  2. trochę z innej beczki:

    niespełna 16 letni Wei Yi właśnie wygrał mistrzostwo Chin i jest 30ty na świecie z live rankingiem: 2720.9.
    Carlsen, twój pogromca nadchodzi!

    Tom K.

    OdpowiedzUsuń