wtorek, 24 listopada 2015

Dominacja zespołów rosyjskich na DME w Reykjaviku! Dobry start Polek, słaby występ męskiej drużyny!


                                                                             "Niewielu z nas potrafi znieść dobrobyt.
                                                                                                  Innych ludzi, rzecz jasna."
                                               

                                                                                                                           Mark Twain




W tym momencie za moim oknem typowy, listopadowy dzień. Lodowaty deszcz pada prawie bez przerwy, jest szaro, buro i ponuro. Myślę, że to dobry moment, bym przy dźwiękach utworu "En Attendant Cousteau" J. M. Jearre'a , idealnie pasującego do jesiennej szarugi, zastanowił się nad tym, co się wydarzyło w Reykjaviku. Nastrój mam dobry, choć sączący się z głośników klimat jednego z najdłuższych utworów muzyki współczesnej, robi swoje...

Bardzo charakterystyczny cytat z Marka Twaina może być mottem dla całego artykułu - czasami żałuję, że nie urodziłem się w Rosji. Mam na myśli, oczywiście, wielkie niekończące się szachowe święto rosyjskiej nacji. Zespoły narodowe Rosji, zwożą przecież do domów tyle medali z imprez różnej rangi, dominują, nie cierpią na żadne kompleksy, realizują się sportowo z wielkim rozmachem - powiem więc, że skłamałbym w żywe oczy, gdybym oznajmił, że im tego nie zazdroszczę. Zazdroszczę i to bardzo. Kiedyś myślałem nawet,  że blogowanie o szachach rosyjskich byłoby znacznie ciekawsze, zresztą wiele biorę z tamtych stron. Byłoby o czym pisać, naprawdę! W tym środowisku podoba mi się, że wielu trenerów, działaczy, widzi szachy jako część kultury i otwiera ten sport na inne dziedziny, łączy go gdzie tylko się da z innymi aspektami ludzkiej działalności. W Polsce szachy są znacznie bardziej oderwane, przynajmniej takie odnoszę wrażenie, od kultury, sztuki, pisze się mało, czyta jeszcze mniej i nie ma szans na to, by z półek księgarskich znikały książki szachowe, periodyki. A nie jesteśmy małym krajem.

Występ Polaków zadziałał na mnie przygnębiająco. Prawdę mówiąc nie chce mi się już słuchać tych pomeczowych gładkich słówek, jakby nic się wielkiego nie stało. Nie mam ochoty znów słyszeć tekstów typu - "trzeba to przeanalizować, wyciągnąć wnioski". Analizujemy tak i analizujemy i wyciągamy wnioski od wielu lat i zasadniczo niewiele z tego wynika. Arcymistrzowie nie oszczędzają mnie jako kibica, nie dostaję od nich niczego, z czego mógłbym się cieszyć. Przed turniejem, miałem jakiś tam zapas optymizmu, który wywietrzał gdzieś w okolicach piątej rundy. Zespół grał bez jaj - nie było w tych meczach ani błysku, ani kopa (z kopytem to grała Gruzja!). Wyglądało to tak, jakby nikt nie chciał zrobić krzywdy drużynie, jeden krył się za drugim, jedynie Grzesiek Gajewski grał ostro, ale widać było, że jest kompletnie nierozegrany i partie mu się rozpadały. Nie kojarzę, jakie ten arcymistrz miał starty przed DME, ale za deską widziałem go bardzo rzadko.

 Mawia się, że trzeba oceniać zespół, dopiero po ocenie zespołu, można przechodzić do ocen poszczególnych ogniw drużyny. Wydaje mi się to jednak nielogiczne. W końcu dla zespołu nie gra się po dwóch, czy czterech na jednej desce. O wyniku zawsze decyduje indywidualna gra z przeciwnikami i to co zawodnik od siebie wrzucił do wspólnego worka. Pod pojęciem "zespół", kryje się według mnie to, jak zawodnicy sobie pomagają w analizach, wspierają, jaka jest atmosfera w zespole itd. Jeśli tak to rozumieć, to mieliśmy, wedle tego co czytałem i słyszałem, naprawdę świetną drużynę. Jednak to wyniki indywidualne na deskach dały Polsce tak słaby wynik.

Trener Bartosz Soćko - uważam, że przed DME miał dobrą kalibrację, jeśli chodzi o aspiracje zespołu. Celował w medal i bardzo dobrze, w końcu rankingowo, byliśmy w pierwszej dziesiątce, więc nie myśleć w takim układzie o niespodziance, to nie myśleć w ogóle o turnieju na który kadra jedzie. Jego decyzje personalne podczas turnieju nie były złe, z większością się zgadzałem, może poza jedną, że zbyt długo wierzył w to, że Wojtaszek da coś zespołowi i tym samym nie dawał zbyt wiele pograć Robertowi Kempińskiemu, który był jednym z mocniejszych punktów drużyny, jeśli w ogóle takie stwierdzenie jest tu adekwatne.

Janek Duda - jedyny zawodnik, któremu ufałem od początku do końca, może to nie był występ, który zapamiętamy jakoś szczególnie, miał bardzo trudną 1-2 deskę do utrzymania i z tego zadania się wywiązał. Turniej ten to nie był atak sokoła wędrownego, warto jednak zauważyć, że Janek zyskał nawet trochę na rankingu. Ten zawodnik nadal progresuje i czekam na jego dalsze starty.

Grzegorz Gajewski - mam mieszane uczucia, bo jako jedyny w meczach szedł na całość, ale aż 4 przegrane z 7 partii, to bardzo zły wynik. Piękne partie rozsypywały się nawet w jedno tempo, to były ataki na wóz albo przewóz, jednak nie udawało się wiele. To była duża dziura w naszym zespole i nie było możliwości jej sensownie zasypać.

Mateusz Bartel - przed turniejem miał fatalne starty od wielu miesięcy, grał źle, oprócz jednego turnieju, widać było, że nie chce narozrabiać, potrafił się dostosować z grą dla drużyny ale stracił wiele ze swoich atutów. Nie dało się patrzeć na jego męczarnie z zawodnikami okolic 2500 elo. W takich meczach miał wraz Gajewskim kosić, nic jednak z tego nie wyszło, remisy, remisy, remisy...

Robert Kempiński - z pewną taką nieśmiałością podszedłem do jego startu, ale w tych meczach co grał, przekonał mnie do siebie. Dobra technika, lekkie plusy zamieniał w całe punkty dla zespołu. Gdyby trenera olśniło, że Wojtaszek już nie pogra, dałby mu więcej szans - na pewno na to zasługiwał. 3,5 pkt. z 5-ciu partii to dobry wynik.

Radosław Wojtaszek - zostawiłem sobie naszego najlepszego GM na sam koniec. To jego gra miała być fundamentem gry całego zespołu. Chodziło o to, by wygrywał, a z naprawdę silnymi przeciwnikami nie dawał się ogrywać. Bartosz Soćko miałby wtedy swobodę w manipulowaniu dolnymi deskami w razie jakichś niepowodzeń. Cóż można było zrobić, gdy ze składu ubył nam "szachowy Lewy"? Pole manewru drastycznie się zawęziło i to jest, według mnie, główna przyczyna, tak słabego występu Polaków.

 Mijają miesiące, lata, nie chciałbym, żeby czekanie na wspaniały start naszych, okazało się czekaniem na Godota. To są naprawdę ostatnie lata, bo co potem się stanie, gdy erozja skruszy tę drużynę? Juniorzy? Sorry bardzo, z naszych juniorów nie da się sklecić niczego sensownego. Każdy turniej, w którym nic nie zdobywamy, przybliża nas do tej wielkiej czarnej dziury i nawet fajnych wspomnień nie będzie...

Polki zagrały naprawdę dobry turniej - w wielu meczach piłowały, widać było walkę, po przegranych odrabiały straty, trzymały się w samej czołówce. Czwarte miejsce w przypadku Biało Czerwonych, chyba nie jest tym najgorszym miejscem dla sportowców, z uwagi na bliskość podium. Medal nie był blisko - trzy pierwsze zespoły Rosja, Ukraina, Gruzja były praktycznie poza zasięgiem. Nasze panie zagrały chyba najmocniejszym składem na jaki nas stać, jednak i to nie wystarczyło na te teamy. Gra Polek zawsze mnie bardzo cieszyła, dała mi na przestrzeni lat, znacznie więcej satysfakcji, niż występy panów. Może dlatego trzymałem się gry panów, bardzo chciałem, żeby choć raz im poszło ręką, jak to się mawia. Boję się o polskie szachistki jeśli chodzi o starty drużynowe, gdyż mogą, gdy nie podejmie się środków zaradczych, nadciągnąć lata chude. Bardzo ciężko nam rywalizować z tą najlepszą europejską trójką, a gdzie tam świat - Chinki itd. Polki swoją gra nie pozostawiły we mnie pustki wewnętrznej, niesmaku, irytacji, uczuć, które zaserwowali mi panowie.

Tyle. Przepraszam was, że nie potrafiłem zdobyć się na poważniejszy, bardziej rozbudowany tekst, zbyt jestem wyobijany po tych zawodach. Patrzę w górę - Rosja, Rosja, jeej - totalny czad, masa radości, dwa złota już są w Moskwie - powracamy do korzeni. A ja - wciąż z wywieszonym językiem, nieusatysfakcjonowany, kibicowsko niezrealizowany, przybity. Widząc taką grę obawiam się, że ten syndrom, ma już znamiona choroby przewlekłej...  


14 komentarzy:

  1. Trudno nie podzielać tego rozgoryczenia..... wydaje się, ze mieliśmy pełne prawo oczekiwać wiecej, mając w składzie zawodnika z pierwszej 20 światowej, poza tym sekundanta jednego z najlepszych szachistów tego okresu -Ananda, wicemistrza świata do lat 20 i dwóch pozostałych solidnych doświadczonych zawodników, hm mam jednak nadzieję ze za dwa trzy lata będe wspominał ten turniej jako najgorszy występ drużynowy naszej reprezentacji w ostatnich latach, a co do Wojtaszka to ufam że zmaże tą plamę bardzo szybko, bo na to go stać !!
    tzbych

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, DME pokazały miejsce w szeregu polskich szachów. Od dłuższego już czasu jest ono (miejsce) sztucznie zawyżane poprzez gloryfikowanie rankingu R.Wojtaszka. Zgoda, jego ok. 2750 robią wrażenie, ale na tym się kończy. Ma swoje nieliczne przebłyski, i to nie w całych turniejach, tylko w poszczególnych partiach, ale to za mało, aby postrzegać polskie męskie szachy jako kandydujące do medali. Potrzebne jest odświeżenie - ogromnie żałuję, że swoich skrzydeł nie rozwinął D.Świercz. Dzisiaj to on, razem z R.Wojtaszkiem i rzecz jasna J.K.Dudą powinni tworzyć trzon reprezentacji. Jako czwartego, po ostatnich sukcesach, proponowałbym K.Pioruna - to nic, że ma niższy ranking. W meczach drużynowych nie ma to większego znaczenia, o wiele ważniejszy jest duch, w obecnej drużynie brakuje nam młodych gniewnych (poza JKD). A dalej? Młodzi i jeszcze raz młodzi. Tylko oni są nadzieją na przyszłość, z całym szacunkiem do osiągnięć G.Gajewskiego i pokolenia B.Soćki/B.Macieji, oni nic już w drużynie nie osiągną. Indywidualnie - owszem, ale drużynowo nie. No i kwestia trenera. Nie przychodzi mi nikt do głowy, no może poza tuzami w stylu Michalczyszyn czy Tukmakow. Ale to chyba poza naszym zasięgiem PZSzach, którego zresztą rola w funkcjonowaniu całości moim zdaniem jest bardzo mizerna - w ogóle nie widać starań, aby przyszłość jawiła się w jasnych barwach.

    Panie w porządku, ale to odgrzewane kotlety. Nie widać następczyń. A to oznacza, że za parę lat nie będzie już walki o medale, tylko o honor. Bo świat nie stoi w miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba w zespole polaków zabrakło tzw. chemii. Może za dwa lata, może na olimpiadzie, moze... moze... . Od tego ciągłego "może kiedyś" ..., to i mnie trafia powoli. Dlaczego nie tu i teraz. Ile można czekać. Rzucam w cholerę te szachy, od jutra będę kibicował kopaczom.

    TNT

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapewne kibice maja zwykle nieco zawyżone oczekiwania czemu nie można się dziwić, zwłaszcza, że oficjalne czynniki też prezentowały super optymizm. Sadzę, że nawet przy bardzo dobrej postawie Radka medal jest raczej poza zasięgiem. Z całym szacunkiem dla grających w drużynie. Konieczne jest wprowadzenie "młodych wilków". Panie jak zwykle bardzo ciekawie grały i było na co popatrzeć!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje się, że wokół męskiej drużyny zbyt dużo jest szumu medialnego. Drużyna musi przygotowywać się do zawodów w spokoju, a nie udzielać wywiadów, jeździć na jakieś lewe turnieje Rady Przyjaciół Szachów, robić sesje zajęciowe itd. Niepotrzebnie przez zawodami zrobiono z naszej drużyny samych gwiazdorów. Duża w tym wina trenera Soćko, że dopuścił do tego i prezesów PZSzach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgadzam się. W każdym sporcie udziela się jakichś wywiadów, robi sesje zdjęciowe itd. tego nie było aż tak dużo, żeby znacząco wpłynęło na wynik. Z tym szumem medialnym to też bez przesady - stary, to są szachiści ich mało kto zna. Myślę, że nie tu leży przyczyna słabego startu Polaków.

      Usuń
    2. Na etapie profecjonalizmu, gdzie liczą się detale takie gwiazdorzenie tuż przed zawodami z pewnością przeszkodziło naszym. Mało kto pamięta, że 2 lata temu podczas DME w Warszawie Bartosz Soćko był jeszcze zawodnikiem i 11 listopada, gdy pauzował pozwolono mu grać w turnieju z okazji Święta Niepodległości. Takie amatorskie nawyki przejęła teraz jego drużyna. I dziwimy się, że wynik męskiej drużyny był bardzo słaby.

      Usuń
    3. Ale w sporcie wielu jest gwiazdorów, którym nie przeszkadza to w zdobywaniu medali i osiąganiu wielkich rezultatów. No ile było tego całego gwiazdorzenia - film, parę wywiadów, godzinowo ile to wszystko naszym zajęło - jak sobie policzysz to stwierdzisz, że to nie mogło mieć wpływu na wynik. Gdzie indziej leży przyczyna. To według mnie jest czepianie się czegoś co nie miało na start żadnego wpływu i zaciemnia przyczynę tego słabego startu.

      Usuń
  6. Trzeba też brać pod uwagę, że nas tam nie było i tak naprawdę nie wiemy co zdecydowało o takim a nie innym wyniku.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzisiaj mi już minęło. Zostaję przy szachach. Moim zdaniem dobrze że się pokazują, że są przeprowadzane z nimi wywiady. Jak był Krasenkow, to nic praktycznie takiego nie było. W końcu ludzie muszą wiedzieć że szachy to taki sam sport jak piłka czy siatkówka. Ludzie muszą wiedzieć że szachiści to też Sportowcy i to niejednokrotnie przez duże "S".

    TNT

    OdpowiedzUsuń
  8. moim zdaniem regulamin powoływania na DME i Olimpiady wyrzucic trzeb ado kosza i zaufać w 100% trenerowi kadry, niech powołuje wg uznania. BTW, jaki był regulamin powoływania do kadry, gdy Polacy zrobili 4 miejsce w DME za trenera Jakubca?

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się z przedmówcą. To trener powinien powoływać kadrę i w pełni odpowiadać za wynik. Panowie zagrali nieco poniżej oczekiwań, ale tragedii nie było. Panie według mnie zupełnie przyzwoicie. Każdy chciał wygrać a medale były tylko trzy. Po prostu nie mieliśmy szczęścia.

    Jeśli chodzi o robienie z siebie tzw. gwiazd to i tak uważam że robimy zdecydowanie za mało. RW dopiero w czasie zawodów założył fanpage na FB. Do "Lewego" lata świetlne. (nawiasem mówiąc gdyby nasi tak zagrali w piłkę nożną na ME jak szachiści to media rozpływałyby się w zachwytach).

    A w Rosji to nie chciałbym się znaleźć nawet za mistrzostwo świata w szachach;)

    pz

    OdpowiedzUsuń
  10. Jednak dwa trzy miejsca powinny być z automatu /np. ranking mistrzostwo polski, świata/, bo wybór przez trenera mógłby skrzywdzić ambitnych zbyt mocno, a dwa miejsca i owszem czemu nie?? A co do mediów /temat poruszony powyzej/ to muszą być bo sport ciagle niszowy niestety a nam wyznawcom 64 pól zależy na większym gronie pasjonatów tego co jest poezją, a przynajmniej w wydaniu najlepszych !!
    tzbych

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja uważam, że jakie zainteresowanie w danym kraju szachami takie wyniki. Oczywiscie moga sie pojawic sie rodzynki takie jak Magnus w Norwegii, ale prawda jest taka ze bez podstawowej bazy trudno oczekiwac abysmy rywalizowali z takimi potegami w szachach jak Rosja, Azerbejdzan itp.
    Powiem wiecej - jest rozwiazanie abysmy byli wielcy- otoz gdyby wprowadzono by fakultatywne zajecia z gry w szachow w szkole - tj. gdyby rodzice mogliby by decydowac czy chca aby dzieci mialy zajecia z muzyki (albo z plastyki) czy tez zajecia z szachow. Z pewnoscia znalezli by sie przeciwnicy takiego pomyslu, ale byliby i pewnie entuzjasci tego pomyslu.

    OdpowiedzUsuń