niedziela, 13 listopada 2016

Po pierwszym starciu w meczu o Mistrzostwo Świata w szachach faworyta nie widać! Sergiej Kariakin prezentuje się z bardzo dobrej strony!


Po pierwszym starciu w nowojorskiej, szachowej bitwie roku, Pretendent chyba zaskoczył wszystkich in plus - zarówno ekspertów przez duże "E" jak i tych, którzy są zaledwie sympatykami naszej dyscypliny. Kariakin wyszedł do meczu skoncentrowany, szybko złapał odpowiedni rytm, a to, że Wikinga ma rozpracowanego w każdym detalu, nie podlega żadnej dyskusji. Gdy na konferencji prasowej zapytali go o wybór przez Carlsena rzadkiego "Ataku Trompowskiego" odpowiedział jak z automatu, kiedy i z kim Magnus tak zagrał i, że nie była to dla niego duża niespodzianka. Wszystko, dosłownie wszystko co Magnus grał, Rosjanin wraz z trenerami i sekundantami rozłożył na czynniki pierwsze i ta wiedza już procentuje. To było widać w pierwszej z sześciu dwupartiowych odsłon nowojorskiej wojny na szachownicy. Z czysto psychologicznego punktu widzenia panuje stan dynamicznej równowagi - oto dwóch szachowych bokserów wagi ciężkiej stara się przede wszystkim, jak to w meczach o tytuł Mistrza Świata bywa, nie odsłonić, aby nie padł nokautujący prawy prosty, czy lewy sierpowy. Jest rzeczą wiadomą, że kibice, a nawet eksperci marzą, by ten mecz wyglądał inaczej, by Pretendent wraz Mistrzem Świata stracili głowy, rzucając się na siebie ale, chyba tak się nie stanie. Porażki na takim poziomie są niezwykle trudne do odrobienia, strasznie bolą, można się po nich nie podnieść i mają moc nokautu. Tymczasem mecz składa się z tylu pojedynków ile rund ma walka w boksie zawodowym i jest to w szachach dystans bardzo krótki. Kiedyś grano "do bólu" to były mecze gladiatorów. Teraz mecz o szachową koronę jest nieco dłuższy, niż dziewięcio rundowy szwajcar, jest jak błysk flesza i wpadki mają znacznie większą siłę rażenia. Więc, nie to co my chcemy, a strategie, które zaplanowali obaj przeciwnicy wraz ze swoimi sztabami dojdą do głosu. Dla mnie i tak jest w Nowym Jorku interesująco. Mowa ciała obu przeciwników mówi bardzo dużo. Kariakin ma, według mnie, znacznie lepszy rytm podczas partii. Lepiej pracuje na czasie, regularnie wstaje na przechadzki, wraca, siada. Widać, że nie ma żadnych głębszych różnic w tym jego "tańcu'' wokół deski. A Magnus? Cóż, jego mimika mówi sama za siebie. Daje się już zauważyć u niego trudno skrywaną nerwowość. Mam wrażenie, że zaskoczyła go postawa jego rówieśnika, choć jak to on, pewnie nie powie tego wprost. Zresztą Norweg bardzo rzadko mówi coś jasno i wprost, ciało jednak nie kłamie.

 Wczorajsza partia wielu kibicom nie przypadła do gustu, którzy, jak to kibice, łakną krwi. Może się jednak zdarzyć, nie jest to wykluczone, że krew w "klasyku" w ogóle się nie poleje, lub stanie się to raz, może dwa razy. Wszystko zależy od systemów nerwowych obu przeciwników. Porównując Kariakina i Ananda jeśli chodzi o odporność nerwową, dochodzę do wniosku, że lepiej w tym zestawieniu wypada obecny Pretendent, a to jest jeden z ważniejszych aspektów (poza wieloma innymi) dających szanse na sukces w walce z graczem tak zjawiskowym jak Magnus Carlsen.

Wrócę jeszcze na moment do kwestii strony, którą wykupiłem. Oczywiście wielu czytelników jest oburzonych, że za takie wydarzenie, jak mecz o szachową koronę trzeba płacić. Niestety, dożyliśmy takich czasów, że już bardzo dużo zdarzeń sportowych jest objętych systemem pay-per-viev. Walki KSW, zawodowy boks, ba, nawet ostatnie finały EURO w piłce nożnej nie były ogólnie dostępne. Całkiem niedawno nawet mistrzostwa w siatkówce, rozgrywane na terenie naszego kraju, były zakodowane. Takich czasów dożyliśmy, że za darmo jest coraz mniej rzeczy. To, że ktoś na jakimś zdarzeniu sportowym chce zarobić, wykupując do niego prawa, jest sprawą normalną, natomiast chodzi o stosunek ceny do jakości produktu i tutaj, po mojej wczorajszej charakterystyce strony organizatora otwiera się się temat do długiej dyskusji. Na przykład w Rosji, jeśli mamy do czynienia z wysokiej rangi turniejem i rzecz ma miejsce w Moskwie, czy w kolebce szachów, Chanty-Mansyjsku pojawia się sponsor, który wykłada, dajmy na to 120 tys. naszych złotych i transmisja jest wraz z profesjonalnym komentarzem, a kibice się cieszą. Ale to Rosja - tam jest po prostu inna atmosfera dla tego sportu. Tutaj mamy nieco inną sytuację, nieco inny klimat, pomimo, że w Stanach Zjednoczonych szachy są ogromnie popularne. Na stronie organizatora trochę się poprawiło, nie wiesza się transmisja, natomiast nie było w ogóle czatu. Organizatorzy piszą maile z przeprosinami ale co komu po tym? Cieszy mnie tylko to, że widzę Mistrza Świata oraz Pretendenta, że mam doskonałe komentarze Szypowa oraz Judit Polgar, resztę należałoby przemilczeć...

Dziś dzień przerwy. Jutro Magnus ma białe i wszyscy zadają sobie pytanie jak podejdzie do debiutu. Czy znów "zagra w szachy" nie zgłaszając pretensji do zdobycia przewagi w początkowej fazie partii, czy może zagra zupełnie inaczej? Według mnie pozostanie wierny sobie, wszak Pretendent skutecznie go chyba wyleczył z chęci pójścia w teoretyczne, pamięciowe szranki. A w jakiej formie zastaniemy Pretendenta? Na razie wszystkich bez wyjątku pozytywnie zaskoczył. Wielu ekspertów już musiało zredukować poglądy nie wieszcząc szybkiego nokautu, a długą wojnę w okopach, może nawet emocjonujący tiebreak. Pytań jest cała moc. A odpowiedź na te i inne kwestie dostaniemy jutro w godzinach wieczornych podczas trzeciej partii meczu o tytuł Mistrza Świata w szachach! Nie przegapcie kolejnego starcia pomiędzy norweskim Magiem 64 pól, a złotym dzieckiem z Rosji! Będzie się działo!!


5 komentarzy:

  1. Niestety, zgadzam się z Pana przypuszczeniem, że obejrzymy jedną, może dwie rezultatywne partie. Według mnie to błąd, że mecz składa się jedynie z 12 partii - inspiruje to obydwu zawodników do zbyt zachowawczej gry. 20 partii to minimum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy Garri Kasparow grał z Kramnikiem w 2000 roku sugerował że 16 partii to absolutne minimum, a mimo to w tym meczu były tylko 2 rezultatywne partie. Wygrał ten kto pierwszy zapunktowal.
      Musimy się pogodzić z dużą liczbą remisów bo poziom gry obu arcymistrzów jest bardzo wysoki.
      Pozdrawiam
      Robert.

      Usuń
  2. Kiedyś na wakacjach spotkałem Magnusa, wypoczywał z piękną i dorodną Norweżką na Kajmanach. Podszedłem i poprosiłem o autograf, dał mi i zaproponował partię szachów. Zagrałem i o dziwo wygrałem. Zdenerwował się niemiłosiernie i chciał rewanżu. W rewanżu też przegrał.W sumie przegrał 10 partii i jedną zremisował. To było miłe tym bardziej że jestem początkującym szachistą. Gram od dwóch lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam czasami bardzo realistyczne sny.

      Usuń
    2. To nie był sen. Magnus po prostu nie nazywał się Carlsen, więc wszystko gra i śpiewa :D

      Jak widać są osoby, które lubią sobie mocno podkoloryzować rzeczywistość, tak aby łatwiej było znieść własne słabości, poczucie bezradności i niemocy. Wiem o tym, bo grywałem z takimi na kurniku i wiem jak działają te maszyny ;) :)

      Usuń