czwartek, 6 lipca 2017

Poznajemy bliżej brązowych medalistów Drużynowych Mistrzostw Świata - cz. I - Mateusz Bartel!


Od dzisiaj, na mojej stronie rozpoczynam cykl mini-wywiadów z brązowymi medalistami DMŚ, które odbyły się niedawno w Chanty-Mansyjsku. Zdarza się nader często, że zespół, któremu kibicujemy nas zawodzi, wtedy nie szczędzimy słów krytyki, jednak gdy drużyna odnosi sukces, zdawkowo kwitujemy sprawę krótkimi gratulacjami, jakby medalowy występ był czymś oczywistym, jak najbardziej oczekiwanym. Na drugi dzień o sukcesie już mało kto pamięta i wracamy do szarej codzienności. Według mnie nie powinno tak być. Na sukces polskich szachistów, czekałem jak nikt inny. Ileż czasu i nerwów straciłem komentując, kibicując naszej szachowej męskiej reprezentacji! Przeżyłem wiele chwil ciężkich, ale teraz wreszcie mam możliwość podelektować się wspaniałym sukcesem Polaków. Chcę, aby na jakiś czas, właśnie szybko uciekający czas, zatrzymał się, stąd pomysł na ten mini cykl, który powinien czytelnikowi przynieść dużo pozytywnych wrażeń, radości. W kolejności publikacji nie kieruję się żadnym kluczem - raczej zamieszczam sylwetki naszych szachistów bez jakiegoś kontekstu - decyduje moment napłynięcia ankiety na moją pocztę. Mateusz Bartel jako pierwszy wpada więc pod krzyżowy ogień pytań. Jeśli ktoś ma wątpliwości dotyczące tego jak bardzo nasz szachista jest utytułowany, wystarczy aby przeczytał na Wikipedii jego życiorys sportowy. Od czasów juniora, aż do teraz, Mateusz Bartel zdobywa medal za medalem, a teraz dorzuca do kolekcji, wraz całym polskim zespołem kolejny, bardzo cenny brązowy krążek! No, ale dość już tego przydługiego wstępu - zapraszam wszystkich do lektury!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kto był twoim pierwszym trenerem i ile miałeś lat gdy zacząłeś grać w szachy?

         Początki to zasługa mojego Taty, Marka, który nauczył mojego brata i mnie gry w szachy w okolicach 1991 roku. Michał miał wtedy 5 lat, a ja sześć i chorowaliśmy na ospę.  Na pierwszych etapach gry, Tata sporo nas nauczył, bo miał fajne podejście metodyczne. Ciekawostką jest to, że to właśnie Tata nauczył mnie matowania gońcem i skoczkiem. Mimo wszystko jednak mój rozwój szachowy na etapie od bez kategorii do „dwójki” to zasługa tego, że trafiliśmy z bratem do szkółki szachowej warszawskiej „Polonii”, prawdziwej kuźni talentów, gdzie zajęcia z dziećmi prowadzili wybitni fachowcy: Tomasz Lissowski, Adam Umiastowski i nieżyjący już, niestety, Wojciech Ehrenfeucht. W późniejszym czasie trenerów miałem bardzo wielu i na współpracy z każdym skorzystałem.

Który z podręczników szachowych przestudiowałeś jako pierwszy?

         Nie jestem pewien, czy w młodości jakąkolwiek książkę przeczytałem od „A” do „Z”. Rozpoczynałem wiele, ale ze skończeniem było gorzej. Kilka razy zrobiłem książkę z kombinacjami pt. „Riecept od gluposti”, co nie zmienia faktu, że z tych „gluposti” wcale się nie wyleczyłem.

Które z książek szachowych pomogły ci najbardziej w szachowym rozwoju?

         Myślę, że najwięcej wyniosłem na współpracy z trenerami, a książki nie miały na mój rozwój aż takiego wpływu. Patrząc jednak na styl, to „300 partii Alechina” odbiło swoje piętno.

Którego szachistę uważasz za „Szachistę Wszechczasów” i dlaczego?

         Prawdę mówiąc, to strasznie nie lubię tego pytania, bo jest ono abstrakcyjne. Każdy mistrz świata zapisał się wielkimi zgłoskami w historii szachów, a jaki jest cel mierzenia tego, kto był największy? Poza tym ciekawsze jest wspominanie niespełnionych, bo o największych mistrzach powiedziano wiele. Tutaj jedno z czołowych miejsc ma u mnie Bent Larsen, wyjątkowo ciekawy i kreatywny zawodnik.

Który szachista najbardziej cię zainspirował?

         Myślę, że skupiłbym się tutaj na krajowym podwórku. Na różnych etapach kariery sporo korzystałem na pomocy starszych (i młodszych) kolegów. Jacek Gdański, Bartek Macieja, Bartosz Soćko czy Radek Wojtaszek – wszyscy Ci zawodnicy w mniejszym lub większym stopniu mi pomagali. A czy była to inspiracja? W pewnym stopniu, na pewno.

Najbardziej zabawna scenka, anegdotka, która Ci się przydarzyła w czasie twojej szachowej kariery (może być kilka)?

         Do tego typu rzeczy jakoś nie mam pamięci. Mam w głowie kilka historii, ale raczej nie dotyczą one mnie, więc nie wiem czy na pewno chcę je rozpowszechniać. Natomiast jeśli chodzi historie na mój temat...no cóż, na myśl przychodzi mi tylko sytuacja z jednego Memoriału Gawlikowskiego, kiedy to Wasyl Iwańczuk podszedł do mnie i zapytał „Sud'ja, kagda bud'iet zakrytie?” („Sędzio, kiedy będzie zakończenie?”). Mogę dodać, że już od dobrych kilku lat byłem wówczas arcymistrzem, a z Wasylem nie raz się witałem na różnych turniejach. Z tego typu historii niezła jest także ta z mistrzostw Europy w Aix-les-Bains w 2011 roku, kiedy to Ivan Sokolov wziął Jolę Zawadzką za kelnerkę i poprosił ją o podanie kawy. Jakież było jego zdziwienie, gdy kilka dni później z tą samą „kelnerką” zremisował partię!

Najbardziej nieprzyjemne zdarzenie, które cię spotkało podczas gry (też może być kilka)?

         Zdecydowanie najbardziej nieprzyjemne było obserwowanie w akcji gruzińskiego zawodnika Gaioza Nigalidze, którego zdyskwalifikowano za oszukiwanie za pomocą programów szachowych. Wraz z Bartoszem Soćko, wzięliśmy go na oko podczas mistrzostw Europy w Erywaniu, bo zachowywał się wyjątkowo podejrzanie. Z Bartoszem partię wygrał, chodząc wielokrotnie do toalety, a wracając z niej robiąc szybkie serie silnych ruchów, a następnie myląc się, gdy coś grał samodzielnie. W tamtych ME pokonał taże kilku silnych arcymistrzów, inne partie przegrywając (ale zachowując się wówczas normalnie). Co ciekawe, poinformowaliśmy o tym sędziów, prosząc aby przyjrzeli się temu zawodnikowi. Zaawansowani wiekowo arbitrzy nas wysłuchali, ale sprawę, mówiąc brzydko, olali, co jest chyba najbardziej przykre w całej opowieści (i tylko potwierdza moje odczucie, że większość sędziów szachowych uważa, że sprawowanie ich roli to przygotowanie blankietów i nastawienie zegarów). Później, w kilku turniejach,  Nigalidze zachowywał się bardzo podobnie (niektóre nawet wygrywając!) i trzeba było dopiero zdecydowanego arbitra na turnieju w Dubaju, który do spółki z organizatorem śledził poczynania Gruzina, znajdując ukryty telefon w toalecie. Mimo, że z Gruzinem nie grałem (poza grą w piłkę), to cała ta historia do dziś jest dla mnie przykra. Jeszcze bardziej nieprzyjemna musi być dla Bartosza, bo przegranie z oszustem pozostawia ślad w psychice.

Wymień partie, z których jesteś najbardziej dumny.

         Jeśli chodzi o jakość gry i poziom partii, to najbardziej ceniłem zawsze partię Bartel – Soćko, Warszawa 2011 oraz Wojtaszek – Bartel, Warszawa 2012. Z tym, że swoje partie generalnie pamiętam dość słabo i musiałbym przejrzeć je wszystkie jeszcze raz, bo być może jakaś fajna partia mi umknęła.






Twój największy turniejowy sukces.

         Cóż, tutaj nikogo nie zaskoczę, mówiąc, że było to wygranie Aerofłotu w 2012 roku. Ta odpowiedź, zresztą, ma wielkie szanse, aby nigdy się nie zmienić... Mimo to, muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o poziom gry, bardziej cenię sobie wygranie MP w 2011 roku, gdzie nie przegrałem żadnej partii, a moja gra sprawiła mi dużo satysfakcji. Do tego doszedłby także turniej w Biel w 2013 roku, gdybym go wygrał – a niestety, wypuściłem tam ogrom punktów. Szkoda, bo poziom gry w większości partii był bardzo fajny. (Poniżej partia grana na ME, która dała Mateuszowi brązowy medal. Jerozolima, Izrael 2015 r. red.)




Największa zmarnowana szansa w twojej sportowej karierze.

         O, tych byłoby sporo! Bardzo żałuję mistrzostw Polski do lat 10 w 1994 roku, kiedy to zacząłem – bodajże – 5,5 z 6, pokonując Kamila Mitonia, a potem niestety nie zmieściłem się nawet na podium, po drodze nie dając – chyba w 9 lub 10 rundzie – mata w 2 Przemysławowi Zielińskiemu. Nieco później, bo w 1998 roku przegrałem bardzo ważną partię ze Staszkiem Zawadzkim podczas MP 14. Po debiucie miałem figurę więcej i łatwą wygraną, a partię przegrałem i straciłem jakiekolwiek szanse na medalową lokatę. Na MŚ ani ME w tamtym roku nie pojechałem, a był to okres, kiedy skoczyłem z 2150 na 2350 i mogłem powalczyć o dobre miejsca w silnej stawce – a do 14 lat grali niemalże wszyscy najlepsi.
         Później, w seniorskiej karierze ogromnie żałuję wypuszczenia łatwej wygranej w ostatniej rundzie ME w 2007 roku w Dreźnie. Wówczas moim rywalem był Liviu-Dieter Nisipeanu. Po debiucie miałem lepszą pozycję, później sporo popsułem i partia powinna się zakończyć powtórzeniem ruchów. Niemiec (a wówczas Rumun), spróbował jednak grać na wygraną i dostałem taką pozycję, że naprawdę trzeba się było postarać, aby partii nie wygrać. Miałem nie tylko łatwo dochodzące pionki, ale także 15 minut, a rywal 30 sekund. Partia zakończyła się remisem. W przypadku wygranej podzieliłbym w ME miejsca, bodajże, 1-8 i brałbym udział w dogrywce w szachy szybkie, bo taki był wówczas system rozgrywek.
         Kolejnym turniejem, którego bardzo żałuję, był Aerofłot 2016, a konkretniej partia z Borysem Gelfandem. W „moim” Sb3 w Najdorfie dostałem świetną pozycję, na dobrą sprawę wygraną. Gdybym dowiózł przewagę i partię wygrał, w ostatniej rundzie miałbym niezłe szanse na pierwsze miejsce nawet przy remisie. Niestety, Gelfanda nie ograłem, ba!, doświadczony arcymistrz przechwycił inicjatywę i długo się broniłem. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo żałuję tej szansy, bo wygranie Aerofłotu dwa razy w karierze, dla zawodnika mojego poziomu, byłoby czymś wyjątkowym.




Wymień najmocniejszą oraz najsłabszą stronę w twojej grze.

         Po ostatnich turniejach tych pierwszych kompletnie nie pamiętam, a o drugich nie będę wspominał. Zarówno o jedno, jak i drugie najlepiej zapytać innych.

Jak spędzasz wolny czas?

         Ostatnio w ogóle go nie mam! Jestem domatorem, lubię spędzać czas u siebie w domu z żoną Martą, a ostatnio także z synkiem, Kazimierzem. Do tego bardzo lubię grać w piłkę nożną, zresztą w każdej postaci – czy to na boisku, czy to przed komputerem (choć dużo bardziej, jednak, na boisku!).


Dzień wolny na DMŚ w Chnaty-Mansyjsku - Mateusz Bartel w akcji! Foto: Organizatorzy.

Jaki jest twój ulubiony rodzaj muzyki, zespół.

         To kolejne pytanie, za którym nie przepadam, bo zbyt wiele zespołów trzeba by wykreślić. Nie chcę się określać, bo w muzyce lubię  to, że czasami spodoba mi się coś z gatunku, po którym nie spodziewałbym się, że miły dla ucha. Nigdy bym nie powiedział, że będę słuchał rosyjskiej muzyki, a jakiś czas temu bardzo spodobała mi się grupa Kino, która z uwagi na śmierć wokalisty nie istnieje już od ponad 25 lat. Poza tym, słucham głównie różnych odmian rocka, lubię muzykę lat 80., o czasach młodości przypominają mi lata 90, przez jakiś czas słuchałem jazzu czy trip hopu. Wszystkiego po trochu, jak wspominałem lubię odkrywać i sprawia mi frajdę jak znajduję zapomniany zespół, o którym nie miałem pojęcia – np. „Mother Love Bone”. Szukanie muzyki to świetna przygoda, zwłaszcza w dobie Internetu. Swoją drogą – mogę to dodać do odpowiedzi na poprzednie pytanie – lubię słuchać i.... śpiewać, bo czasami (niestety) zamiast trenować włączam sobie karaoke...
         Jak byłem młodszy, to moją dewizą było „Słucham wszystkiego poza disco polo i heavy metalem”. To pierwsze nie zmieniło się – nie rozumiem rodaków, którzy zachwycają się tego typu „muzyką” - to drugie nie jest aktualne, bo heavy metal coś w sobie ma i choć nie wszystko jest dla mnie do przełknięcia, to wiele utworów uważam za majstersztyki.
         Jeszcze innym tematem jest to, czego słucham przed rundą. Tutaj miewałem różne etapy, najczęściej były to energetyczne piosenki, bojowo nastawiające. Kiedyś mój brat Michał puszczał mi przed partią „Lose Yourself” Eminema i choć nie jest to moja bajka, to przed partią znakomicie się sprawdzało. Miałem też epizod, kiedy przed partią słuchałem... „Jestem kobietą” Edyty Górniak. Efekt był zgoła nieoczekiwany – na KPE na Rodos zacząłem od porażki z 2300, potem wygrałem trzy partie, kolejno z 2300 oraz dwoma arcymistrzami 2630 i 2690, a potem znowu przegrać z 2300, w miniaturze z Anishem Giri i na koniec zremisować z 2300. Cóż, grałem jak...kobieta, nieprzewidywalnie!


M. Bartel (pierwszy z prawej) z brązowym medalem Drużynowych Mistrzostw Świata. Foto: Organizatorzy.

Twoja ulubiona literatura, autorzy, których najbardziej cenisz.

Czytam sporo, choć ostatnio głównie kryminały. Połknąłem całego Nesbo, Krajewskiego, Bondę, Miłoszewskiego, a teraz czytam Wrońskiego. Nie jest to bardzo ambitna literatura, ale też chyba nie najniższa. Z trochę bardziej ambitnych autorów przeczytałem sporo książek Mario Vargasa Llosy. Może właśnie nadchodzi pora wziąć się za bardziej ambitne książki, choć bardziej nastawiam się na coś w stylu „Poczytaj mi, Tato”.

Rodzaj kuchni, którą lubisz, ulubione danie.

Jak każdy Polak, cenię kuchnię domową i mam teraz dylemat, czy napisać, że ulubiona jest kuchnia Żony, Teściowej, Mamy czy którejś z Babć. Powiem, że wszystkie są super! Natomiast nie mogę powiedzieć, że jestem jakimś smakoszem z ulubioną kuchnią. Staram się natomiast próbować tradycyjnych potraw specyficznych dla konkretnych krajów.

Kim chciałeś zostać, zanim zostałeś zawodowym szachistą?

Nie pamiętam, w wieku 6-7 lat nie miałem jakichś konkretnych planów, a potem mocno czaiłem się na to, co teraz robię.

Jakie są twoje plany, marzenia.


Obecnie koncentruję się na szczęściu rodzinnym i mam nadzieję, że syn będzie rósł szybko i zdrowo. Jeśli chodzi o karierę szachową, to mam nadzieję się odbudować i w końcu zagrać turniej, który da mi satysfakcję i  będzie stał na wysokim poziomie w moim wykonaniu. Jestem mentalnie zmęczony graniem byle jakich partii i osiąganiem byle jakich wyników.


11 komentarzy:

  1. swoją drogą szachy to wyjątkowo dziwny sport wyczynowy, w którym czołowi zawodnicy, arcymistrzowie przegrywają z telefonem ukrytym w toalecie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajnie, z wszystkimi będą wywiady? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super się czyta takie wywiady! Czy będzie seria "Internauci pytają - X odpowiada"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysł jest ciekawy i zapytam kto i czy się zgodziłby. Sądzę, że nie byłoby większego problemu poza wolnym czasem, a właściwie jego brakiem, naszych szachistów.

      Usuń
  4. Dzięki, za fajny wywiad, mi osobiście spodobało się też urozmaicenie wybranymi partiami, bardzo dobrymi w wykonaniu Mateusza no i nie z byle kim! W ogóle przybliżenie sylwetek osób którym kibicujemy powoduje bardziej osobiste podejście do tego zajęcia, tzn już nie kibicujemy Polakom o takim czy innym nazwisku, ale osobie która jest nam bliższa o której coś wiemy i to z tzw. pierwszej ręki, no prawie kolega. sami zawodnicy powinni bardziej dbać o taki kontakt, szczere wypowiedzi, przemyślenia, odczucia po porażkach zwłaszcza, uczłowieczają nazwisko, nawet to największe.
    tzbych

    OdpowiedzUsuń
  5. Słynny rosyjski arcymistrz Garri Kasparow po 12 latach wraca do szachowej rywalizacji. 14 sierpnia weźmie udział w turnieju w amerykańskim St. Louis zaliczanym do serii Grand Chess Tour.
    http://wiadomosci.onet.pl/swiat/slynny-arcymistrz-szachowy-garri-kasparow-wraca-do-gry/rw2rche

    OdpowiedzUsuń
  6. Gra Kasparowa to bez wątpienia wydarzenie roku, już się pogodziłem że tego genialnego szachisty zabraknie w grze, co za niespodzianka i chociaż trudno mi uwierzyć by wdrapał sie na sam szczyt, to oczekiwać będę niecierpliwie zwłaszcza jaki poziom zaprezentuje! Fascynujące
    Tzbych

    OdpowiedzUsuń
  7. 2 lipca zmarł Władimir Malaniuk, nikt w tym kraju o tym nie napisał (oprócz szacharni). Nonkonformizm w Polsce nie jest ceniony...

    OdpowiedzUsuń
  8. Konikowski w strukturach pzszach... Bo to teraz czekają nad złote dziesięciolecia polskich szachów. Nareszcie!
    AJK

    OdpowiedzUsuń