wtorek, 14 grudnia 2010

"Rzym Rafaela i Tycjana. Na spotkanie wiosny"


W lesie cisza i pustka. Grzęznę w śniegu po kolana. Szukam przestrzeni, którą znajduję w polu przykrytym białą pierzyną. Gdzieniegdzie wystają z tej białej czapy szare kępy traw, które śnią sen ciepły i letni. W uszach dzwoni cisza, przerywana krótkimi, nerwowymi nowoływaniami sikor. Dwie sarny brną przez śnieg jak ja, nie widać im nóg, strzygą uszami i są bardzo blisko. Przecież nie ma co szukać wiosny! Koniec lutego - zgoda, czy początek marca. Ale teraz? Gdy wyruszam w teren na wiosnę, prawie nigdy nie trafiam i  stawiam się  zawsze pierwszy na umówione spotkanie, wmawiając sobie, że już czuć ten zapach, że przecież zawiało przez moment ciepłym tchnieniem, że to już. Idąc wzdłuż rzeki widzę trące się pstrągi i chłonę zapach ziemi - jak niedźwiedź - ale futra nie mam, więc zwykle wymarznę, bo mi nie wypada na takie spotkanie iść "na zimowo".

W tym roku, pod koniec lutego, gdy nie mogłem już usiedzieć, pomyślałem sobie, że przecież gdzieś musi być ciepło i wiosennie, gdzie mógłbym, powiedzmy, usiąść pod drzewem w trawie na dłużej, jak to mam w zwyczaju.

Poszukałem tanich lotów na południe i w te pędy zapakowałem plecak. Wybrałem Rzym - z prostym układem metra i całej komunikacji. Liczyłem przede wszystkim na to, że gdy znuży mnie zamieszanie, jakie panuje w każdej wielkiej aglomeracji, będę mógł łatwo się dostać na obrzeża miasta, gdzie w spokoju, pośród świeżej zieleni odetchnę i nacieszę wzrok tym, co w Polsce o tej porze dopiero się budzi.

Leciałem po raz pierwszy w życiu. Podczas lądowania w moim żołądku toczyła się I wojna punicka i na lotnisku musiałem wyglądać jak śliwka węgierka, ale przeżyłem, choć bohaterem się nie nazwę. Po rozpakowaniu się w niedrogim pensjonacie pojechałem metrem (aby nieco ochłonąć) na spacer po mostach Tybru, niedaleko Watykanu.


Wyżej zamek Św. Anioła (Castel Sant'Angelo) będący w swoim czasie grobowcem, siedzibą arystokratów, fortyfikacją oraz rezydencją papieską. Zdjęcie zrobiłem po drugiej stronie Tybru pod jednym z platanów, których imponujący szpaler porasta jeden z brzegów.


Jedna z figur, z mostu na Tybrze i mewy, które lubią tu przysiąść nie bojąc się tłumu przechodniów w ciągu dnia. Przez setki lat bezlistosne słońce odbiera intensywność kolorów budynkom, rzeźbom oraz monumentom. Te same miejsca wieczorem wyglądają o wiele barwniej, a zarazem tajemniczo. Nie potrafię robić zdjęć nocą ale jedno z nich wyszło mi bardzo dobrze. Jest to widok na Bazylikę Św. Piotra zza rzeki.



Rzym to historia. Każde miejsce tego miasta opowiada co innego, mówi swoje, a wszystkie te głosy z wielu epok splatają się tworząc nieznaną nam mowę dziejów, możemy tylko przystanąć i spróbować to poczuć. W tylu miejscach Rzymu czułem  się jak barbarzyńca z rozdziałów Herberta, nadrabiający miną i onieśmielony jak żebrak na uczcie u króla.



Plac Campo de'Fiori w nocy. Pośrodku pomnik filozofa Giordana Bruna, który na tym placu  spłonął na stosie w 1600r. za głoszenie herezji. Twarzą zwrócony jest w stronę Watykanu, co niektórzy interpretują jako symbol walki o wolność słowa z kościołem. Miejsce to z rana staje się targowiskiem, któremu towarzyszy nieodłączny zgiełk.
Pełen zgiełku i fermentu spowodowanego przez  ulicznych artystów, muzyków oraz malarzy jest także, leżący blisko Campo de'Fiori plac Piazza Navona. Ten barokowy plac naprawdę trudno opuścić. Poniżej kilka zdjęć z tego niezwykłego miejsca.






Jeden dzień zwiedzałem Muzea Watykańskie. Ciągnęło mnie już za miasto, było bardzo ciepło jak na przełom lutego i marca, trawa zieleniła się tak zachęcająco ale przemogłem się jeszcze jeden dzień. Nawet nie wiem jak minął mi cały dzień w muzeach! Ale czy jest możliwa choćby chwila nudy w towarzystwie takich postaci jak Michał Anioł, Tycjan czy Rafael Santi? Poniżej mała część potężnych zbiorów tego muzeum.



"Odsiecz wiedeńska" - Jan Matejko




Tajemniczy Tycjan

 



Kilka komnat muzeum wypełniają malowidła Rafaela Santi. Na tym powyżej Rafael umieścił się pośród wielkich postaci starożytności: Arystotelesa i Platona, Euklidesa, który uczy młodzież geometrii oraz Sokratesa. Sam Rafael znajduje się zupełnie po prawej stronie, spogląda na nas i jest w czarnym berecie.

Ostatni dzień w Rzymie spędziłem ciesząc się ciepłem i wiosną. Słońce grzało tak mocno, że w samym swetrze pojechałem na długi spacer za miasto. Gdy siadłem pod drzewem na odpoczynek, nie potrzebowałem już niczego więcej. Niedaleko uganiały się papugi, skrzecząc przeraźliwie. Niebo było błękitne, a trawa soczyście jasnozielona..Tak wyglądał ostatni dzień mojej podróży, której celem było spotkanie wiosny i jednego z piękniejszych miast Europy.









7 komentarzy:

  1. dzięki za papuzią zieleń w grudniu,
    i za piękne zdjęcie anioła z mewami:-)
    widok na bazylikę św.Piotra w genialnym fiolecie,
    i klimat muzealny :-)
    Roma, Roma ...śpiewała Cesaria

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt - nie może być ani chwili nudy w towarzystwie takich postaci jak Michał Anioł, Tycjan czy Rafael Santi :)

    I też podoba mi się zdjęcie z mewami.

    A skoro o Rzymie mowa to polecam świetną książkę, wprawdzie nie ma w niej nic o szachach :), ale pozycja naprawdę niesamowita

    http://www.sokrates0313.blogspot.com/2011/06/rzym-steven-saylor.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie z ta sztuką to mi strasznie namieszał w głowie Gombrowicz w jego "Dziennikach", które tak na marginesie uważam, za jego chyba największe osiągnięcie literackie. Niewiem, ale z tą kontemplacją sztuki to wydaje mi się, że ludzie niby się tak wczuwają, a nic z tego nie jarzą;). Że to niby trzeba tak łazić jak inni za tymi obrazami, mlaskać, że to niby się rozsmakowujemy a nic z tego nie wiemy. A co wolisz obrazy czy książki? U mnie na łeb na szyję wygrywają książki - łatwiej im ująć życie w ruchu. Literatura jest bliższa życiu - obraz to wyrwany moment z wielkiego strumienia życia i tak sobie trwa jakby poza czasem i czeka aż go ktos dostrzeże...

      Usuń
    2. Książki u mnie też zdecydowanie wygrywają. A zamiłowanie do obrazów (uśpione) rozbudziło "Malarstwo białego człowieka" Waldemara Łysiaka. Czytałeś może lub spotkałeś się? Cudna pozycja i najlepsza interpretacja sztuki z jaką się spotkałam.

      Usuń
    3. Łysiaka prawie całego przeczytałem jak miałem 13 lat. Otóż moja chrzestna, wielka fanka książek i czytania, przegadywała ze mną całymi dniami o książkach i polecała co mam kolejno przeczytać. Ja zapamiętywałem i wypożyczałem potem. Tak trafiłem na Lysiaka dosć wcześnie ale "Malarstwo białego człowieka" nie przeszło przez moje ręce. No ale jeśli jest tak jak mówisz, to będę miał baczenie i jak znajdę to kupię lub pożyczę "Malarstwo.." A czytałaś (to "a czytałaś", "a czytałeś" to żywcem jak w rozmowach z moją chrzestną;) ) "Wyspy Bezludne" Łyskiaka? Kiedyś tą ksiązkę pożyczyłem polonistce w liceum i od tego momentu zaczęliśmy się wymieniać książkami cały ogólniak. Zawsze u niej miałem 5, nawet jak mi nie wychodziło z średniej ;).

      Usuń
  3. Łysiak w wieku 13 lat - to wyczyn :)Łysiak to jeden z moich ulubieńców, chociaż najlepiej lubię właśnie jego książki związane z malarstwem, no i może te z Napoleonem, bo w innych to powtarza swoje teorie i opinie.

    OdpowiedzUsuń
  4. No ja wogóle byłem dziwnym dzieckiem jeśli chodzi o książki - bardzo wcześnie "wczytałem się" w wartościowszą literaturę. Kiedyś Pani od polskiego, złapała mnie jak czytam "Fedona" Platona pod ławką w piątej klasie. Nie pasowały im te książki i stopnie jak djabli do mnie, bo byłem z zachowania najgorszym uczniem w klasie;) a z średnią pod 5. Parę razy paska nie miałem o zachowanie:) ale o książkach ze mną gadać nie chcieli (bo sie bali) ;)

    OdpowiedzUsuń