poniedziałek, 21 lutego 2011

Guillermo Martinez: "Nieodgadniony Roderer". W krainie literatury nijakiej.





Zanim napiszę kilka słów o książce argentyńskiego pisarza Guillermo Martineza, chciałbym wrócić na moment do moich ogólnoliterackich rozważań, do których skłonił mnie pewien wywiad z Andrzejem Stasiukiem na łamach miesięcznika "Literatura". Krytycy literaccy, którzy między innymi trudzą się poszukiwaniem odniesień i analogii, szybko przypięli autorowi "Murów Hebronu" gębę kolejnego ''niepokornego'' polskiej literatury, ustawiając w jednym szeregu z Wojaczkiem, Hłaską czy też Stachurą. Stasiuk w rzeczonym wywiadzie obruszył się bardzo, gdy rozmówca wyjawił mu, że wielu czytelników jego nazwisko wymawia jednym tchem z nazwiskiem Stachury, że dla wielu z nich pisarstwo obu wypływa z tego samego źródła. Stasiuk z irytacją odparł, że dla niego "Cała Jaskrawość" to żadna wielka literatura, gdyż nie może powstać dobra książka w oparciu o samo "emocjonalne chciejstwo" autora. Według Stasiuka "Siekierezada.." jest rozpaczliwym krzykiem o inny świat, krzykiem niezgody na zastaną rzeczywistość. Faktem jest, że Stachura pisząc obie powieści usiłował "rozbujać" swoją psychikę i wprowadzić się w stan szczególnej wrażliwości, jednak dla Stasiuka taka literatura jest tylko zwykłą sztuczką umysłu, a mówiąc  dosadnie "wielką zmyłą".
Stachura był jednak  zaprzedany słowu pisanemu bez reszty. Myślę, że ktoś, kto potrafił siedzieć nad pustą kartką papieru cały dzień i nie napisać trzech zdań z powodu wielkiej odpowiedzialności za każde słowo, nie mógł stworzyć literatury złej. Samo podejście Stachury do pisania, paradygmat, którym kierował się pisząc, ustawiało go już na samym początku w wymiarze całkowicie niedostępnym innym pisarzom. Edward Stachura przenigdy nie zgodziłby się na to, co dla wielu literatów było normą, czyli na: ciepły, przytulny dom, gorącą herbatę na biurku  i pisanie rozdziałów pomiędzy zabawą z dzieckiem, które przysiadło na kolanach, płaceniem rachunków i eskapadami na małe zakupy do pobliskiego sklepu . Stachurę literatura porwała jak nurt górskiej rzeki i doprowadziła w końcu do choroby i samobójczej śmierci. Stasiuk w tym wywiadzie  "rozprawił się" ze Stachurą szybko i bezboleśnie, nie zagłębiając się specjalnie w to, ile do naszej literatury wniósł autor "Pogodzić się ze światem". W momencie wywiadu Stasiuk był wschodząca gwiazdą polskiej literatury i może dlatego zareagował tak emocjonalnie na porównywanie go z kimkolwiek, szukał po prostu dla siebie przestrzeni...


  


Nie "poluję" specjalnie na książki, w których tematem przewodnim są szachy. Jedyną książką, która według mnie w piękny i należycie głęboki sposób opisuje świat szachów, jest rewelacyjna, niedawno przetłumaczona na język polski "Obrona Łużyna" Vladimira Nabokova. Do teraz nie napisano niczego lepszego o szachach w światowej literaturze czemu nie należy się dziwić: Nabokov ustawił poprzeczkę swoim następcom bardzo wysoko.
"Nieodgadniony Roderer" Guillermo Martineza, opowiada historię dwóch przyjaciół,  dla których wielkimi pasjami życia są: szachy, matematyka oraz filozofia. Obaj obdarzeni nieprzeciętną inteligencją, rywalizują ze sobą prawie na każdej płaszczyźnie. Jednego z przyjaciół intelekt doprowadza do łatwego dostosowania się i wygody w dorosłym życiu, drugiego zaś, tytułowego Roderera, ten sam intelekt prowadzi do całkowitego odrzucenia uczuć kochającej go osoby, obsesyjnego dążenia do doskonałości i stanu graniczącego z szaleństwem. Ta krótka powieść, a właściwie obszerna nowela, napisana jest tak "bezstylowo", że zapomina się o niej zaraz po przeczytaniu i nie ma ochoty do niej wracać. Sam motyw narastającego obłędu u głównego bohatera, jest tylko "wariacją na temat" stanów umysłowych A.I.Łużyna z powieści Nabokova i nie jest pokazany w jakiejś innej, coś nowego wnoszącej do tematu perspektywie. Postać Łużyna Nabokov konstruuje w ten sposób, że śledząc jego losy oraz postępującą chorobę psychiczną, nie możemy mu nie współczuć tak zwyczajnie, po ludzku. Postać Roderera z kolei, będącego w podobnej sytuacji życiowej, nie wywołuje jednak szczególnie głębokich odruchów serca. Mogę się zgodzić z tym, że literatura to sztuka "dobrego zrzynania" gdzie chodzi tylko o to, aby jak najmniej czytelników się na tym poznało. Martinez nie zrzyna jednak dobrze: nie upiększa i nie dodaje niczego specjalnie od siebie. Po przeczytaniu tej książki odrazu przyszedł mi na myśl ów wywiad ze Stasiukiem w "Literaturze" i jego dywagacje na temat dobrego i złego pisarstwa. Książka Martineza wpisuje się, niestety, w szeroko płynący w dniu dzisiejszym nurt literatury bylejakiej, a popołudnie z tą pozycją było dla mnie zwyczajną stratą czasu. Zdecydowanie nie polecam tej książki.

8 komentarzy:

  1. Niestety nie miałam możliwości jeszcze nauczyć się gry w szachy, choć bardzo bym chciała. Dlatego tej pozycji raczej nie przeczytam. Nabokov i jego "Obrona Łużyna" była wyjątkiem ze względu na autora, a nie na szachy. Urzekła mnie jednak do tego stopnia, że może zacznę uczyć się tej "rozgrywki bogów". :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Bibliofilko szachy to nieprzebrany ocean możliwości, potrafią odmianiać ludzi na lepsze. Jest w nich i poezja i sztuka i matematyka, jest też sport ale i mistyka. Nie sposób opowiedzieć czym są szachy ale najłatwiej chyba zacytować Łomonosova: "Czeluść otwarła się gwiezdna, a gwiazd nie zliczysz, trzos bez dna..." tak można bardzo ułomie jednym zdaniem oddać głębie szachów. A jak Ci sie podoba u Nabokova operowanie szczegółem? Według mnie w dziejach literatury mało kto może w tym dorównac Nabokowovi..

    OdpowiedzUsuń
  3. Nabokov postawił wysoko poprzeczkę, trudno więc mu dorównać.

    "Jest w nich i poezja i sztuka i matematyka, jest też sport ale i mistyka". - pięknie napisane. Zazdroszczę Ci pasji i tego rozkoszowania się nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako, że to blog szachowy to siłą rzeczy piszę o tej pasji. Tylko, że chciałbym pisać więcej o książkach, które kocham tak jak Ty, ale szachistów czytających nałogowo jest niewielu, więc dozuję i po troszku coś o książkach dokładam. Fajnie masz, że coś Cię urzeknie w literaturze i piszesz o tym - może czas byłby ku temu, żeby też zacząć pisać o książkach? Albo chociaż założyć "stopkę" książkową w blogu:).

      Usuń
  4. Tak "stopka" przydałaby się na pewno w blogu, takie "lektury zapalonego lub napalonego :) szachisty" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bibliofilko a "Świat fascynacji literackich szachowego zapaleńca" mogłoby by być ;) Jak radzisz??:)

      Usuń
  5. A wiesz Bibliofilko, że to niegłupi pomysł :). Tytuł stopki: "Żelazny księgozbiór szachowego napała ;) (albo napaleńca, napaleniec chyba lepszy) Przdałabyś mi się do zredagowania tej "stopki" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Napaleniec - zdecydowanie najlepiej ;)

    OdpowiedzUsuń