czwartek, 26 kwietnia 2012

"Pisane nocą..."




Od pewnego czasu jestem na, nazwijmy to - myślowym "cugu" szachowym. Wczoraj, jadąc na jedno ze spotkań busem (bus po ukraińsku nazywa się bardzo ładnie "marszrutka") prawie przejechałem przystanek docelowy, tak byłem zamyślony! W ostatniej chwili, zorientowawszy się w czasie i przestrzeni, zacząłem przedzierać się przez upakowany jak sardynki w puszce tłum pasażerów, wołając do kierowcy żeby zaczekał, że jeszcze ja. Otóż, przedmiotem mojego tak intensywnego namysłu była kwestia, której kanwą stał się bardzo interesujący komentarz mistrza krajowego Jacka Stachańczyka pod jednym z moich wpisów. Nie każdy czyta komentarze pod postami, więc zacytuję go w całości:

"Czy to nie jest tak, że to tylko my szachiści zachwycamy się wielkością i wspaniałością szachów. Dlaczego próbujemy do wszystkich domów wprowadzić tą grę. Szachy nigdy nie będą tak popularne jak piłka nożna, czy koszykówka.

Wielu mówi o korzyściach, jakie dają szachy, że dzieci lepiej się rozwijają, że szachy uczą logicznego myślenia i tak dalej. Zaciekawiła mnie jednak wypowiedź jednego z trenerów: A może jest tak, że to właśnie inteligentni ciągną do szachów, a nie szachy tworzą ludzi mądrych?"



 m Jacek Stachańczyk 2243 elo. 

W tej krótkiej, treściwej notce, Jacek zadaje pytanie: skąd się bierze ta, coraz bardziej zauważalna, agresywna "konkwista" środowiska szachowego w popularyzacji naszej dyscypliny? Z socjologicznego punktu widzenia rzecz jest o tyle ciekawa, że szachy ewidentnie obierają drugi, skrajny biegun, licząc od powojnia. Po 1945 roku polskie szachy przycupnęły  jak kuropatwa w trawie, gdy na horyzoncie pojawia się jastrząb, w chwili obecnej bliżej im już raczej do owego drapieżnika. Zapewne jest tak, że erupcja jest tym większa, im wulkan dłużej był w uśpieniu, jednak gdybym zapytał, cóż my właściwie poczniemy z coraz to nowymi adeptami szachów, młodymi i jeszcze  młodszymi? Jakiej jakości jest nasza "oferta" dla nich? Czy jest tu prosta odpowiedź? Nie ma pomysłu na dobre szkolenie młodzieży już grającej, wszak o to sprawa się od dawna rozbija, a wciąż chcemy więcej i więcej. Chyba, że liczy się ilość, ale ja jakoś nie mogę spokojnie pomyśleć świata, w którym może nie wszyscy, ale większość zna szachy i w nie gra. Wiem, że przynajmniej część najbardziej "zapamiętałych" w realizacji idei masowości szachów, chętnie widziałoby mnie włóczonego końmi, ale nic nie poradzę, że takie pytania cisną mi się na usta.

Kolejne pytanie, które stawia Jacek Stachańczyk wraz z jednym z trenerów to taki mały kopernikański przewrót. Pytanie czy szachy czynią z nas istoty inteligentne, czy też inteligentni częściej wybierają szachy, nie zostało dotychczas dokładnie zbadane. Intuicja podpowiada mi jednak, że do szachów największą szansę mają trafić dzieci wywodzące się z rodzin dobrze wykształconych. Sam wychowałem się na dzielnicy patologicznej (w latach 80-tych trzech dzielnicowych zrzekło się mojej dzielnicy) i miałem bardzo dobry przegląd czym żyje taka młodzież, przecież sam byłem jej częścią! Szansa na zainteresowanie się szachami, na spotkanie z nimi, była dla nas jak 1 do 50-ciu. Mnie akurat rzecz się udała, ale dzięki splotowi wielu okoliczności - o tym mieliście niedawno okazję przeczytać. Oczywiście nie twierdzę, że w tzw. "nizinach" społecznych nie rodzą się dzieci inteligentne, wybitne. Twierdzę tylko, że szanse na spotkanie Gry Królewskiej przez te dzieci są bardzo małe.

Aleksander Alechin w jednej ze swoich słynnych wypowiedzi wyjawił jak bardzo został przez szachy ukształtowany, jak wypracował dzięki szachom wiele pozytywnych cech swojego charakteru. Gdyby jednak można było zadać Alechinowi pytanie: czy nie uważa, że inne dyscypliny, takie jak muzyka czy wiedza o literaturze równie dobrze mogą kształtować te cechy charakteru, które wykształcił dzięki szachom, to jak myślicie? Jak by odpowiedział? Ja uważam, że twierdząco. Dlatego kwestia "jak szachy wpływają na szachistę" jest nadal otwarta i powinna się stać przedmiotem pogłębionych analiz.



1 komentarz:

  1. Siedząc dziś w Miejskiej Bibliotece "na prasówce" zerkałem na samotną szachownicę. Obok jakiś pan czyta, obok inny czyta etc. Wstać i zaproponować partię? Nie - odpowiedziałem sobie w myślach - to byłoby... No właśnie. Mój partner do gry się nie zjawił. A słyszę jak np. młoda Soćko prowadzi za free "lekcje" szachów dla (!) przedszkolaków. I nieco złość mnie bierze na tę samotną szachownicę, że taka nieużyta choć chętna do pokonania TV, nudy i bardziej jeszcze - jak pisze pan w blogu z A.Alechinem - do wykształcenia cech charakteru, rozwoju myślenia, liczenia i w ogóle. Muzyka czy literatura wpływają, jak sądzę, na swój sposób pozytywnie. Wybór jest kwestią wrażliwości, upodobań. Sam wybieram wszystko :) A na razie z pięcioletnim synem gramy w wilka i 4 owce (w ramach wstępu), podobnie jak mój tata mnie tego uczył na wstępie, by kiedyś zagrać choć z hetmanem for. Pozdrawiam. Blog-ok.

    OdpowiedzUsuń