Przed Wami jedna z niespodzianek, którą przygotowywałem od dłuższego czasu. Radosław Wojtaszek, który za kilka dni wyrusza na zachodnią Syberię by zagrać w "Poikovsky 2012r.", opowiada o przygotowaniach do Olimpiady w Istambule, kulisach zdobycia srebrnego medalu na I szachownicy oraz dalszych planach startów na ostatni kwartał 2012 roku.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Krzysztof Jopek: Witaj Radku. Miło mi gościć Cię ponownie na łamach „Psychologii i szachów”. Dwa tygodnie temu opadła kurtyna i 40 Olimpiada Szachowa w Istambule przeszła do historii. Zanim przejdziemy do tego najważniejszego wydarzenia szachowego 2012r., zatrzymajmy się na moment przy okresie przygotowawczym, poprzedzającym występ „Biało-Czerwonych” w Turcji. Jak wyglądały twoje przygotowania do występu w Istambule?
Radosław Wojtaszek: Witam. Dla mnie przygotowania do Olimpiady zaczęły się pod koniec lipca. Wcześniej musiałem odpocząć trochę po sekundowaniu Vishemu w meczu o MŚ. Na początku, razem z Grześkiem Gajewskim opracowaliśmy orientacyjnie plan przygotowań, który miał mi pomóc w osiągnięciu odpowiedniej formy w Stambule. Jasne było, że największym problemem będzie dla mnie brak ogrania, dlatego starałem się rozwiązywać dużo kombinacji, mniejszy nacisk położyłem na przygotowanie debiutowe, praktycznie cała sfera teorii spadła na Grześka, z czego, jak pokazała Olimpiada, wywiązał się bardzo dobrze. Nie ukrywam, że chciałem także przed Stambułem się rozegrać. Nie było to proste, ponieważ nie znalazałem żadnych zadowalających mnie turniejów w lipcu. Poprosiłem więc PZSzach, żeby zorganizował mi mecz treningowy, dzięki któremu mógłbym znowu poczuć praktyczną grę. W ten sposób doszło do mojego meczu z Baadurem Jobavą, który był dla mnie bardzo dobrym treningiem i przetarciem przed Olimpiadą. Pokazał on, że w mojej grze jest jeszcze bardzo dużo mankamentów, nad którymi muszę pracować. Od zakończenia meczu skupiłem się własnie nad wyeliminowaniem tych słabości. Potem uczestniczyłem jeszcze w zgrupowaniu, gdzie główny nacisk położony był na liczenie wariantów. Według mnie wykonałem sporą pracę, żeby być dobrze przygotowanym do Stambułu. Po zgrupowaniu już głównie odpoczywałem, żeby bezpośrednio przed startem nabrać znowu trochę świeżości.
K. J: Opowiedz o atmosferze jaka panowała na tym wielkim święcie szachów. Czy orgranizatorzy dołożyli wszelkich starań, by szachiści oprócz medali wywieźli z Istambułu to "coś", do czego będą chętnie wracać myślami po latach?
R. W: Według mnie z organizacją nie było idealnie, ale też nie było tragicznie. Hotel pamiętał starsze czasy, internet działał dość słabo, sala gry była przy lotnisku, więc czasem było słychać startujące i lądujące samoloty. Z drugiej strony Organizatorzy zadbali o to, żeby uczestnicy ciekawie mogli spędzić czas wolny, zintegrować się między sobą, a chyba o to głównie chodzi poza samym turniejem. W porównaniu do innych Olimpiad, ta w Stambule moim zdaniem plasuje się gdzieś w środku. Z drugiej strony to raczej nie od Organizatora zależy czy ktoś będzie miał dobre wspomnienia z Olimpiady czy nie. Z turniejami szachowymi bywa tak, że jeśli się na nich dobrze gra to wspomnienia są zawsze pozytywne i odwrotnie, jeśli się gra słabo to nawet jeśli warunki są fantastycznie to i tak w większości przypadków uważa się turniej za nieudany.
K. J: Nie sposób omówić każdą z twoich partii, które rozegrałeś w Istambule, jednak kilku pojedynkom warto przyjrzeć się z bliska. Twoje zwycięstwa na finiszu Olimpiady nad Radjabovem, Laznicką i Nakamurą zahipnotyzowały kibiców i potwierdziły, że kolejny już okres twojej współpracy z "Vishim" Anandem nie był czasem straconym...
R. W: Na pewno najlepsze partie przyszły na koniec, wcześniej nie grałem rewelacyjnie, choć tragedii też nie było. Z pewnością poziom mojej gry bardzo poprawił się po pierwszym dniu wolnym. Od tego czasu zacząłem grać dużo lepiej niż na początku, widać było, że złapałem tak bardzo potrzebną w szachach pewność siebie. Oczywiście, że nie jest to czas stracony, czy istnieje dyscyplina sportu gdze długie, wspólne treningi z Mistrzem Świata można uznać za czas stracony?! Na pewno podstawowym celem naszej współpracy jest obrona przez Vishego Mistrzostwa Świata, ale siłą rzeczy są też miłe "efekty uboczne" jak podwyższenie się mojego poziomu gry. Gdy zaczynaliśmy współpracę nie miałem nawet 2600, teraz już przekraczam 2700, więc widać że ta współpraca działa na moją grę bardzo korzystnie. Dzięki niej zobaczyłem jak i ile trenują najlepsi, jak podchodzą do szczegółów, dbają o detale. Dzięki temu mogę próbować robić to samo. Kolejna sprawa to przygotowanie debiutowe, które stoi u mnie na bardzo wysokim poziomie, co pokazała np. partia z Radjabovem, którego udało mi się zaskoczyć w jego koronnym debiucie. Jest to efekt współpracy z Vishym, ale także ogromna praca Grześka Gajewskiego, który bardzo mi pomaga w tym względzie.
K. J: Widzieć Radżabova w jego ukochanej królewsko-indyjskiej w tak wielkich tarapatach to rzeczywiście rzadki obrazek. Dla mnie interesująco również poprowadziłeś partię z Leko, w której sposób, w jaki zneutralizowałeś inicjatywę Węgra jako żywo przypominał wirtuozerię Mistrza Świata, będącego niedościłgłym wzorem dla jemu współczesnych w tym elemencie. Nakamurze z kolei nie było dane wyjść z debiutu, a jego król dość szybko znalazł się na liście "gatunków zagrożonych".
R. W: Na pewno staram się podpatrywać Vishego w wielu elementach, choć myślę, że porównywanie mnie do niego jednak jest zdecydowanie na wyrost. W partii z Leko na początku miałem pewne problemy, ponieważ zaskoczył mnie w debiucie. Potem partia miała dość skomplikowany przebieg, ale w końcu skończyła się w sumie dość logicznym remisem. Dla mnie była chyba przełomowa, bo od niej zaczałem swoją serię dobrych partii. Partia z Radjabovem na pewno była jedną z moich najlepszych w życiu. Mimo kilku niedokładności miałem ją prawie cały czas pod kontrolą. Partia z Nakamurą była dla mnie bardzo trudna ze względu na duży ładunek emocji - ostatnia runda, gramy o wysokie miejsce, a ja o medal na desce i swojego życiowego "besta". Na szczęście, od początku ułożyła się dla mnie bardzo dobrze - byłem przygotowany na Przyjęty Hetmański, do tego zasotowałem nową ideę wymyśloną przez Grześka. Potem stopniowo powiększałem przewagę, choć nie obyło się bez błędów z obu stron. Na pewno jestem bardzo zadowolony z pokonania 2 zawodników z Top-5 listy rankingowej, dodało mi to dużo pewności siebie na kolejne starty. Z drugiej strony Olimpiada to już tak naprawdę dla mnie zamknięty temat. Wiadomo, cieszę się ze zdobycia srebrnego medalu, tak naprawdę zagrałem chyba najlepszy turniej w życiu, ale to już historia i skupiam się na kolejnych startach, które pokażą czy ostatnie partie na Olimpiadzie to jednorazowy wyskok, czy może na tym poziomie jestem w stanie grać więcej partii.
Radosław Wojtaszek na Olimpiadzie. (źr. - PZSzach) |
K.J: Miejsce zajęte przez was w Istambule odpowiada w przybliżeniu ranikngowi reprezentacji Polski, jednak "lekki" niedosyt sportowy pozostał. Sytuacja, która wyniknęła jest dość paradoksalna - drużyna zdobywa dwa indywidualne medale na szachownicach, jeden z z zawodników (Dariusz Świercz przyp.red) ociera się o medal, a kończymy zawody poza pierwszą dziesiątką. Pokazuje to wyraźnie, jak duży potencjał tkwi w drużynie. Kwestia najtrudniejsza z trudnych, to zsynchronizować szczyt formy wszystkich kadrowiczów w danym momencie.
R. W: Na pewno jest niedosyt. Już nie chodzi o zajęte miejsce, medale indywidualne, ale znowu kończymy poza dziesiątką po przegranym ostatnim meczu. Z jednej strony można mówić o pechu, z drugiej trzeba się jednak zastanowić nad tym potencjałem. Nie można nam odmówić waleczności, bo wiem, że wszyscy się starali i bardzo chcieliśmy wreszcie wejść do pierwszej dziesiątki. Dzięki temu jesteśmy w stanie wygrywać z drużynami trochę słabszymi (Argentyna) lub naszego pokroju (Czechy). Jeśli jednak dalej przyjrzymy się naszym wynikom to widać, że z tymi najlepszymi drużynami przegraliśmy prawie wszystkie mecze. Zremisowaliśmy tylko z Azerami, którzy byli osłabieni brakiem Vugara Gashimova. Na czołowe drużyny nie starcza już nasz niezły poziom, poparty walecznością i chęcią. Odstajemy od nich szachowo, ale według mnie ta różnica się zmniejsza. Jestem urodzonym optymistą i wierzę, że niedługo będziemy w stanie rywalizować z najlepszymi, jeśli nie na dystansie całego turnieju, to przynajmniej będziemy jak najczęściej sprawiać niespodzianki w meczach z nimi. Wracając do naszej oceny, to podobał mi się nasz styl, graliśmy z wieloma drużynami z czołówki, "szliśmy górą". Wiem, że wszyscy się starali grać jak najlepiej i dlatego nasze mecze były tak emocjonujące. Formę w szachach nie jest tak łatwo zgrać, w końcu wszyscy przygotowują się na Olimpiadę. Na pewno nie krytykowałbym Mateusza, wiadomo, że nie grał najlepiej, ale nie można zapominać, że na ostatniej Olimpiadzie to on grał z nas najlepiej i zdobył srebrny medal. Odpocznie, potrenuje i jestem przekonany, że znowu będzie silnym punktem naszej drużyny.
K. J: Przed Tobą wyprawa na daleką Syberię, gdzie zagrasz w silnym turnieju "Poikowsky 2012 r". Przyglądając się liście startowej, chyba nie pomylę się zbytnio, jesłi powiem, że tylu jest faworytów co uczestników. Twoim atutem może być duży głód gry, który dopada Cię zwykle tuż po "sekundowaniu".
R. W: Sekundowanie jest dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem, też dlatego, ponieważ mogę współpracować z moim idolem jeszcze z lat dziecięcych. Na pewno jednak bardzo lubię ten moment kiedy kończy się mecz, trochę odpocznę i mogę wrócić do samodzielnych występów. Poikovsky to dla mnie kolejny, bardzo ciężki test. Tak naprawdę to nie wiem do końca czego się po tym turnieju spodziewać. Lista zawodników jest bardzo wyrównana, wygrana czy przegrana z kimkolwiek nie będzie niespodzianką, a wszystko zależy od mojej dyspozycji. Jeśli będę grał tak jak z Jobavą to na pewno nie będzie mi łatwo. Z drugiej strony, jeśli będę w takiej formie jak w końcówce Olimpiady to o wynik mogę być raczej spokojny. Nie chce składać szumnych zapowiedzi, jedyne co mogę obiecać to ambitną walkę o jak najlepszy wynik.
K. J: A jak wygląda twój szachowy "grafik" na ostatni kwartał 2012 roku? Gdzie zamierzasz wystartować po powrocie z Syberii?
R. W: Po Poikovskim nie będę miał praktycznie czasu na odpoczynek, bo wracam 8 października, a już 2 dni później lecimy z Mateuszem na Klubowy Puchar Europy do Izraela. Dla mnie będzie to kolejny silny turniej, wystąpie raczej na 1 szachownicy, a to wiążę się z kilkoma partiami z zawodnikami z 2700+. Bardzo się cieszę, że będę miał tylko możliwości konfrontować się z najlepszymi, na pewno jest to właściwa droga rozwoju. Potem, po tym małym maratonie, czeka mnie trochę wolnego, a szachy zejdą na dalszy plan. W listopadzie wrócę do ostrzejszych treningów, planuję zorganizować też zgrupowanie. W grudniu natomiast wybieram się na 2 turnieje do Indii. Pierwszym będzie open w Kalkucie, a drugim kołówka ze średnim rankingiem uczestników około 2680 elo, w Delhi. Niestety, posiadany ranking nie pozwala mi jeszcze na grę w tych najsilniejszych turniejach. Z drugiej strony chcę teraz grać w jak największej liczbie turniejów, dlatego zdecydowałem, że wyjazd do Indii będzie dla mnie najkorzystniejszym pod względem rozwoju. Kolejny rok zacznę z kolei w styczniu startem na Gibraltarze, który zawsze jest bardzo mocno obsadzony.
K. J: Bardzo Ci dziękuję za rozmowę! Przy okazji przyjmij gratualcje z okazji zdobycia srebrnego medalu na I szach. w Turcji, bo naprawdę niemała to rzecz. Fani szachów w Polsce, wraz ze mną, będą ci kibicować podczas twoich "syberyjskich" zmagań. Powodzenia!
R. W: Dziękuje bardzo, postaram się dostarczyć kibicom co najmniej tyle emocji co na Olimpiadzie!
R. W: Na pewno jest niedosyt. Już nie chodzi o zajęte miejsce, medale indywidualne, ale znowu kończymy poza dziesiątką po przegranym ostatnim meczu. Z jednej strony można mówić o pechu, z drugiej trzeba się jednak zastanowić nad tym potencjałem. Nie można nam odmówić waleczności, bo wiem, że wszyscy się starali i bardzo chcieliśmy wreszcie wejść do pierwszej dziesiątki. Dzięki temu jesteśmy w stanie wygrywać z drużynami trochę słabszymi (Argentyna) lub naszego pokroju (Czechy). Jeśli jednak dalej przyjrzymy się naszym wynikom to widać, że z tymi najlepszymi drużynami przegraliśmy prawie wszystkie mecze. Zremisowaliśmy tylko z Azerami, którzy byli osłabieni brakiem Vugara Gashimova. Na czołowe drużyny nie starcza już nasz niezły poziom, poparty walecznością i chęcią. Odstajemy od nich szachowo, ale według mnie ta różnica się zmniejsza. Jestem urodzonym optymistą i wierzę, że niedługo będziemy w stanie rywalizować z najlepszymi, jeśli nie na dystansie całego turnieju, to przynajmniej będziemy jak najczęściej sprawiać niespodzianki w meczach z nimi. Wracając do naszej oceny, to podobał mi się nasz styl, graliśmy z wieloma drużynami z czołówki, "szliśmy górą". Wiem, że wszyscy się starali grać jak najlepiej i dlatego nasze mecze były tak emocjonujące. Formę w szachach nie jest tak łatwo zgrać, w końcu wszyscy przygotowują się na Olimpiadę. Na pewno nie krytykowałbym Mateusza, wiadomo, że nie grał najlepiej, ale nie można zapominać, że na ostatniej Olimpiadzie to on grał z nas najlepiej i zdobył srebrny medal. Odpocznie, potrenuje i jestem przekonany, że znowu będzie silnym punktem naszej drużyny.
K. J: Przed Tobą wyprawa na daleką Syberię, gdzie zagrasz w silnym turnieju "Poikowsky 2012 r". Przyglądając się liście startowej, chyba nie pomylę się zbytnio, jesłi powiem, że tylu jest faworytów co uczestników. Twoim atutem może być duży głód gry, który dopada Cię zwykle tuż po "sekundowaniu".
R. W: Sekundowanie jest dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem, też dlatego, ponieważ mogę współpracować z moim idolem jeszcze z lat dziecięcych. Na pewno jednak bardzo lubię ten moment kiedy kończy się mecz, trochę odpocznę i mogę wrócić do samodzielnych występów. Poikovsky to dla mnie kolejny, bardzo ciężki test. Tak naprawdę to nie wiem do końca czego się po tym turnieju spodziewać. Lista zawodników jest bardzo wyrównana, wygrana czy przegrana z kimkolwiek nie będzie niespodzianką, a wszystko zależy od mojej dyspozycji. Jeśli będę grał tak jak z Jobavą to na pewno nie będzie mi łatwo. Z drugiej strony, jeśli będę w takiej formie jak w końcówce Olimpiady to o wynik mogę być raczej spokojny. Nie chce składać szumnych zapowiedzi, jedyne co mogę obiecać to ambitną walkę o jak najlepszy wynik.
K. J: A jak wygląda twój szachowy "grafik" na ostatni kwartał 2012 roku? Gdzie zamierzasz wystartować po powrocie z Syberii?
R. W: Po Poikovskim nie będę miał praktycznie czasu na odpoczynek, bo wracam 8 października, a już 2 dni później lecimy z Mateuszem na Klubowy Puchar Europy do Izraela. Dla mnie będzie to kolejny silny turniej, wystąpie raczej na 1 szachownicy, a to wiążę się z kilkoma partiami z zawodnikami z 2700+. Bardzo się cieszę, że będę miał tylko możliwości konfrontować się z najlepszymi, na pewno jest to właściwa droga rozwoju. Potem, po tym małym maratonie, czeka mnie trochę wolnego, a szachy zejdą na dalszy plan. W listopadzie wrócę do ostrzejszych treningów, planuję zorganizować też zgrupowanie. W grudniu natomiast wybieram się na 2 turnieje do Indii. Pierwszym będzie open w Kalkucie, a drugim kołówka ze średnim rankingiem uczestników około 2680 elo, w Delhi. Niestety, posiadany ranking nie pozwala mi jeszcze na grę w tych najsilniejszych turniejach. Z drugiej strony chcę teraz grać w jak największej liczbie turniejów, dlatego zdecydowałem, że wyjazd do Indii będzie dla mnie najkorzystniejszym pod względem rozwoju. Kolejny rok zacznę z kolei w styczniu startem na Gibraltarze, który zawsze jest bardzo mocno obsadzony.
K. J: Bardzo Ci dziękuję za rozmowę! Przy okazji przyjmij gratualcje z okazji zdobycia srebrnego medalu na I szach. w Turcji, bo naprawdę niemała to rzecz. Fani szachów w Polsce, wraz ze mną, będą ci kibicować podczas twoich "syberyjskich" zmagań. Powodzenia!
R. W: Dziękuje bardzo, postaram się dostarczyć kibicom co najmniej tyle emocji co na Olimpiadzie!
Super. Dzięki za wywiad!
OdpowiedzUsuńDzięki za wywiad!
OdpowiedzUsuńBrawo !
OdpowiedzUsuńTrzymamy kciuki!
OdpowiedzUsuńTak miło przeczytać w internecie coś normalnego ....
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Świetny wywiad :)
OdpowiedzUsuńBrawo!!!! Dopinguję Radosława non stop.
OdpowiedzUsuńAK
Jestem zbudowany formą i poziomem wywiadu ! Kultura i elegancja to jest właśnie to. Brawo!
OdpowiedzUsuńŚwietne, budujące słowa Radka Wojtaszka! I.. 3 miejsce na Syberii ;)
OdpowiedzUsuń