sobota, 18 maja 2013

"Tymczasem na zakolu Wisły... w Krakowie..."




Te słynne krakowskie stoliczki szachowe mijam często autem, gdy zimą usiłuję dotrzeć wraz z kolegą na salę gry festiwalu "Cracovia". Zimą ten szachowy kącik jest całkowicie opustoszały, a szachownice są przykryte grubą, śnieżną pierzynką. W porze ciepłej jednak, najlepiej wiosną w pogodne dni, oraz latem, można spotkać grających w szachy i miejsce to gwałtownie ożywa. Grając w Międzynarodowych Mistrzostwach Krakowa, które odbywają się letnią porą w Krakowie, często, gęsto, chadzałem sobie w to miejsce, mając 1-2 godzinki do rundy, by poprzyglądać się grającym. Jeśli ma się szczęście, można trafić na nie lada oryginałów, ale właśnie dzięki takim to osobowościom, to miejsce ma swój urok...





 
 

6 komentarzy:

  1. I o to chodzi!
    Wolę pasję od zakurzonej analizy.
    I szczerą wolę gry od kalkulacji punktowej ELO.
    Ja też mile wspominam ten zakątek na zakolu Wisły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Marcin Bylica18 maja 2013 17:02

    Moim zdaniem w takich miejscach najlepiej widać prawdziwe piękno szachów. Ich powagę i dostojeństwo, którego czasem tak brakuje na turniejowych salach... W takich miejscach przeszłość poprzez teraźniejszość łączy się z przyszłością. Gdyby te kamienne stoliki potrafiły mówić pewnie nie raz usłyszelibyśmy nie jędną historię niesamowitych wydarzeń jakich były świadkami...

    OdpowiedzUsuń
  3. Świć Waldemar18 maja 2013 21:30

    Takie miejsca są wszędzie, choć jest ich chyba niezbyt wiele. Niestety znikają w powodzi wyników, rankingów, kalkulacji. Piękno miejsc, klimat spotkania - te nieuchwytne elementy, które tworzą niezapomniana fakturę dnia niecodziennego. To właśnie pokazują choćby częściowo te zdjęcia.Lubie taki klimat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety Panie Waldemarze- kiedyś w każdym mieście było takie otwarte miejsce czy kawiarnia gdzie o każdej porze dnia można było zagrać w szachy. Niestety to już przeszłość, dziś to ginąca na naszych oczach historia ,choćby z powodu gry przez sieć nad czym boleję i mnogości poza szachowych atrakcji jakie współczesny świat oferuje młodym. W takich miejscach ciągle można jeszcze spotkać graczy(starych blicarzy) którzy bez urazy graczom na poziomie autora blogu czy moim dają figury for.
      Tomasz

      Usuń
    2. Świć Waldemar19 maja 2013 14:28

      Owszem ale przecież nie jest to niczyja wina. Tak teraz wygląda życie. Trzeba to zaakceptować.

      Usuń
  4. Mając szesnaście lat często bylem w Krakowie,ze względu na to ,że moja mamusia pracowała w Spółdzielni "Gromada"(ostatnie miejsce pracy Rynek Mariacki)Pracowała na dwóch etatach,"Gromada + totolotek-wszystko po to ,by zapewnić środki materialne dla kształcenia mnie i brata!Piotr szef "Piwnicy pod Baranami-vel Skrzynecki,zachodził rano,nie wiem czy od Turnaua z Brackiej,może od Sikorowskiego,kupował kuponik totolotka i mówił,cieszę się Pani Zosiu,że Pani tu ciągle jest,na to moja Mamusia:Piotruś nie pij tyle,bo zaszkodzi-i mu zaszkodziło!Rynek 8 była "piwnica pod Baranami",ale także KKSz,na dole w stajni,na górze sala lustrzana,znalem Kłaputów,Śliwę,Kurlita,Sanetrę ,Krótkyego,Gienia Tracza,i wielu Krakowskich Szachistów!Na zakolu Wisły grałem nie raz,ciekawą historię przeżylem jako piętnastolatek,siedzi gość ze sprzętem,podchodzę i pytam czy zagra,mówi,że tak,ale gra interesownie,po ile 10 złotych,ustawiłem zuzwang-gość ma tylko jeden ruch,myśli 40 minut,kibiców ze 30-stu,mówię panie ma pan jeden możliwy ruch,on na to nie będziesz mnie gówniarzu szantażował,pozbierał szachy i poszedł,a kibice krzyczą ,dziadu wypłać,później zostałem moralnym mistrzem Wojewodztwa Krakowskiego Juniorów w Szachach!,Ale to już temat na inną opowieść,jak Bóg da!

    OdpowiedzUsuń